Jarosław Kaczyński musi żałować, że nie został przyjęty projekt konstytucji zgłoszony przez Unię Demokratyczną (UD). Przewidywał on, że „ustrój, właściwość i postępowanie sądów określają ustawy organiczne" (art. 146). Kropka. PiS mógłby sobie uchwalić, co by chciał.
Projekt zgłoszony przez Porozumienie Centrum (PC) przewidywał, że PPSN jest „powoływany i odwoływany przez Sejm na wniosek Prezydenta" (art. 103). Co prawda w innym miejscu widniało, że „sądy w wypełnianiu swoich funkcji są niezależne od władzy ustawodawczej, wykonawczej" (art. 97), ale tak na wszelki wypadek władza ustawodawcza i wykonawcza miały móc odwołać PPSN w każdym czasie bez powodu.
Czytaj także: Nowy prezydent będzie mógł zmienić I Prezesa SN
Projekt Sojuszu Lewicy Demokratycznej (SLD) przewidywał, że PPSN jest powoływany spośród sędziów SN przez Sejm na wniosek prezydenta (art. 139). Postkomuniści nie chcieli jego odwołania w tym samym trybie!
Ostatecznie przyjęto, że „PPSN powołuje Prezydent na sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego" (art. 183 ust. 3). W 1997 r. zaczęła się jednoczyć i rosnąć w siłę opozycja pozaparlamentarna. Wiadomo było, że rządy SLD-PSL są zagrożone. Pomysł, żeby PPSN wybierał Sejm, w którym będzie inna większość niż ta, która uchwalała konstytucję, jakoś nie spodobał się twórcom konstytucji.