Za Wolne Sądy w Polsce odpowiada cała klasa polityczna od lewa do prawa, a także – a może przede wszystkim – sędziowie delegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości, którzy bronią jak niepodległości tradycyjnego papierowego sądownictwa przed elektronizacją. Ministrowie przychodzą i odchodzą, a sędziowie delegowani uprawiają swoją politykę tradycyjnej wygody, wbrew interesowi społecznemu. Dotkliwie to odczuwamy w czasach epidemii.
Dwadzieścia sześć lat – czy to dużo? Dwadzieścia sześć lat temu wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta miał cztery lata, a wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz trzy lata. Tomasz Komenda nie spodziewał się jeszcze, że przyjdzie mu przesiedzieć niewinnie 18 lat w więzieniu. Dwadzieścia sześć lat temu w Polsce jedynym operatorem telefonii komórkowej był PTK Centertel, z siecią Internet łączono się za pomocą modemów, które wydawały dźwięki jak połączenie pralki z kuchenką mikrofalową, a CD-ROM były synonimem postępu technologicznego. Słowem – prehistoria.
Srebrny jubileusz braku e-doręczeń
Czemu więc resortowi sprawiedliwości zależy, by przesunąć wejście w życie ustawy o doręczeniach elektronicznych w sądach i prokuraturach tak, żeby móc ją wprowadzić tuż po świętowaniu ćwierćwiecza przepisów o doręczeniach elektronicznych, czyli w 2029 r.?
Od 1 lipca 2003 r. weszła w życie nowela kodeksu postępowania karnego dopuszczająca doręczenia elektroniczne. Później, w 2004 r., wprowadzono zmiany w prawie o postępowaniu przed sądami administracyjnymi, w 2005 r. w kodeksie postępowania administracyjnego, w 2006 r. w ordynacji podatkowej i w 2008 r. w kodeksie postępowania cywilnego. Realnie zaś dwustronne doręczenia elektroniczne wprowadzono w życie przed organami administracji (w tym podatkowymi) od 1 stycznia 2011 r., a przed sądami (administracyjnymi) od 31 maja 2019 r. Jak bardzo te przepisy – gdyby działały – są potrzebne, pokazuje sytuacja z COVID-19.