Sąd opinii publicznej jest w przeciwieństwie do sądu prawa szybki, sprawny i zwykle bezapelacyjny. Lekceważenie reguł tego sądu może być bardziej dotkliwe dla klienta niż przegrana w procesie karnym lub cywilnym.
Litigation PR
Pozornie prawnicy i ludzie od komunikacji, czyli PR-owcy, to ogień i woda. Prawnicy zwykle wolą nie mówić za wiele, bo są przekonani, że mogłoby to zaszkodzić sprawie, nad którą akurat pracują, zniweczyć ich strategię. Z kolei fachowcy od komunikacji będą zwykle odradzać strategię chowania głowy w piasek i rzucania do dziennikarzy: „bez komentarza".
Godzeniem tych dwóch żywiołów zajmuje się jedna z nisz public relations, w USA od blisko 20 lat znana jako tzw. litigation public relations (czyli taki PR procesowy). Jednym z kamieni węgielnych litigation PR jest orzeczenie Sądu Najwyższego USA z 1991 r. W sprawie Gentile v. State Bar of Nevada sędzia Anthony M. Kennedy zaznaczył, że aktywność adwokata nie powinna się ograniczać do reprezentowania klienta na sali sądowej. Według sędziego adwokat może podejmować inne „rozsądne kroki" zmierzające do obrony dobrego imienia klienta, włącznie z tłumaczeniem przed „sądem opinii publicznej", że klient został niesłusznie oskarżony.
Dziś za oceanem litigation PR to forma strategicznego doradztwa, które ma pomagać w zwyciężaniu zarówno przed sądem prawa, jak i przed sądem opinii publicznej. Cóż bowiem po wygranej w sądzie prawa, jeśli w wyniku długotrwałego procesu spółka straci klientów, akcje polecą na łeb na szyję, a kontrahenci i akcjonariusze, poirytowani medialnymi doniesieniami, pójdą do konkurencji? Dlatego fachowcy od litigation PR pojawiają się zwykle przy sporach, w których chodzi o naprawdę duże pieniądze albo o obronę wizerunku znanych osób (techniki litigation PR były wykorzystywane np. w sprawie Marthy Stewart oskarżonej o insider trading czy Michaela Jacksona oskarżonego o molestowanie nieletniego chłopca). Litigation PR nie ma przy tym nic wspólnego z tym, co znamy z amerykańskich filmów. Urządzanie quasi-konferencji prasowych na sądowych schodach to raczej zły pomysł.
W Polsce marketing
U nas litigation PR właściwie nie istnieje. Rodzimy PR dla prawników sprowadza się na razie do marketingu usług prawnych lub de facto dyskretnej reklamy kancelarii. Niektóre firmy PR przyjmują zlecenia tzw. pozycjonowania prawników kancelarii jako ekspertów w danej dziedzinie, czyli „Go2Guys", ludzi, do których dziennikarze będą dzwonić z prośbą o komentarze, a prawnik będzie istniał w mediach pod szyldem konkretnej kancelarii. Wiąże się to także z treningiem medialnym prawników i zapoznaniem ich z praktycznymi aspektami funkcjonowania mediów.