Czyje przywileje? Czyje interesy?

Debata na temat zasadności obowiązujących przepisów o kosztach sądowych jest nieuchronna – pisze Dariusz Sałajewski.

Publikacja: 14.01.2014 08:57

Red

W wydaniu „Rzeczpospolitej" z 19 grudnia 2013 r. pod tytułem „Przywileje profesjonalnych pełnomocników procesowych" – opublikowany został tekst autorstwa Michała Kazka – referendarza w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym we Wrocławiu. Wprawdzie – co zastrzega redakcja – „wyrażone w tym artykule opinie stanowią prywatne poglądy autora(...)", nie sposób jednak nie odnieść się do nich z pozycji już niekoniecznie indywidualnej. To choćby  z powodu mocno aresztującego tytułu artykułu, który u niekoniecznie zorientowanego czytelnika może kształtować nieodpowiadające rzeczywistości przekonanie o jakimś wyjątkowym – jak twierdzi Michał Kazek – „będącym wyrazem woli obywateli i ich przedstawicieli" uprzywilejowaniu wykonywania zawodu przez m.in. radców czy też adwokatów.

Potrzebna debata

Przywilej ten, co wynika z całego wywodu autora przywołanego tekstu, polegać ma na monopolu na podejmowanie niektórych czynności procesowych jedynie  przez wybrane zawody (tzw. przymusie adwokacko-radcowskim). Można by, a może nawet trzeba, dyskutować o normatywnym zasięgu tego „monopolu" czy tez „przymusu", choćby porównując go z rozwiązaniami obowiązującymi w innych krajach wspólnoty europejskiej czy w USA. Wówczas w dyskusji padałyby też, jak sądzę, zróżnicowane opinie, w tym jednak i takie, które wskazywałyby na potrzebę rozszerzenia zakresu spraw objętych przymusem adwokacko-radcowskim przed sądami.

W takiej debacie nie mogłaby być nie wzięta pod uwagę również kwestia odciążenia  sądownictwa od konieczności rozpatrywania niektórych skierowanych na tę drogę spraw, które z powodzeniem, szybciej i ostatecznie zostałyby zniesione – co by to nie znaczyło – na etapie postępowania przedsądowego. Nie można by też zapominać w tak prowadzonej, bez skażenia populizmem, debacie o realnym  – a nie tylko zamierzonym przez kolejne nowelizację procedur – usprawnieniu postępowania przed sądami i nadaniu mu faktycznego charakteru  kontradyktoryjnego przy równej reprezentacji stron i odmiennej niż w procesie inkwizycyjnym roli sędziego.

W takiej debacie musiałyby się niewątpliwie pojawić  także kwestie dotyczące zasadności obecnie obowiązujących przepisów dotyczących kosztów procesów sądowych. Celowa wówczas byłaby debata o wszystkich składnikach tych kosztów, to jest tak opłatach sądowych,  porównując je chociażby z obowiązującymi w innych krajach, jak i wynagrodzeniach z tytułu zastępstwa procesowego. Nie bez znaczenia w sugerowanej debacie byłby również wątek – tak normatywny, jak i praktyczny – związany ze zwalnianiem stron z kosztów sądowych i nie zawsze słusznym, a nierzadko nadużywanym i społecznie nieuzasadnionym, ustanawianiu pełnomocnika z urzędu. Taka wielowątkowa debata wydaje się nie tylko możliwa, ale w najbliższym czasie nieuchronna, jeśli chce się usprawnić funkcjonowanie sądownictwa.

Michał Kazek swój wywód na temat zwanego „monopolem" przymusu adwokacko-radcowskiego kwituje jednak nie wielowątkowo. Dla niego przywilej, jakim obdarzono adwokatów i radców prawnych, ma jeden cel.

Michał Kazek pisze mianowicie m.in.: „W zamian za te przywileje prawodawca wymaga od nich (adwokatów, radców prawnych – przyp. DS) wykonywania czynności procesowych na rzecz najbiedniejszych obywateli Państwa, korzystających z prawa pomocy, za wynagrodzenie określane według stawek minimalnych, skorelowanych z możliwościami płatniczymi  budżetu państwa (wszystkich jego mieszkańców)". W innym miejscu pisze nadto o przysłudze, „jaką prawodawca wyświadczył adwokatom, radcom prawnym, doradcom podatkowym i rzecznikom patentowym, stawiając ich w uprzywilejowanej pozycji. „Puentując wreszcie, Michał Kazek mówi o celu wykonywania m.in. zawodów adwokata i radcy prawnego, „którym nie jest tylko zysk, ale również interes publiczny".

Mityczne przywileje

Jako osoba wykonująca zawód zaufania publicznego, a ostatnio – z tytułu sprawowanej  funkcji – uprawniona, a nawet zobowiązana do reprezentowania zawodu radców prawnych, nie mogę nie zaoponować wobec poglądu reprezentowanego przez Michała Kazka. Obawiam się też, że pogląd taki nadal nie jest odosobniony w takim zakresie, w jakim sprowadza się do postrzegania  zawodów  prawniczych zaufania publicznego, jako grup uprzywilejowanych i dzięki temu lukratywnych. Ja nie dostrzegam żadnego bezpośredniego związku – co sugeruje mój adwersarz – pomiędzy dwoma bardzo istotnymi, z punktu widzenia ustrojowego, instytucjami procesowymi, jakimi są przymus adwokacko-radcowski i obowiązek świadczenia procesowej pomocy prawnej z urzędu. Żadna z tych instytucji nie ma charakteru przywileju przyznanego komukolwiek.

Pomoc prawna z urzędu (choć nie tylko ograniczająca się do zastępstwa przed sądem)  zagwarantowana przez państwo i na jego koszt, skierowana do osób jej potrzebujących i których na nią niewątpliwie – kładę nacisk na to ostatnie słowo – nie stać, to jedna z fundamentalnych zasad nowoczesnego państwa. Zawody predysponowane, zdaniem  racjonalnego ustawodawcy, do świadczenia pomocy prawnej nie mogą jej odmówić nie tylko wówczas, kiedy ma ona charakter pomocy z urzędu, ale również bez uzasadnionej przyczyny wtedy, gdy pochodzi z wyboru. Tak należy rozumieć misję zawodów radcy prawnego czy adwokata, a nie jako kontrakt z państwem, które w swej wspaniałomyślności ustanawia monopolistów, na bardzo ubogim zresztą rynku, w zamian oczekując pokory, wdzięczności  i daniny w postaci przyzwolenia na absolutnie nieekwiwalentną do nakładu pracy odpłatność za zrealizowaną w imieniu państwa usługę.

Zgadzam się z Michałem Kazkiem tylko w jednym, a mianowicie wówczas, gdy na pomoc procesową z urzędu i wynagradzanie za nią zaleca patrzeć z punktu widzenia interesu publicznego, a nie tylko zysku.

Czy jednak w interesie publicznym jest utrzymywanie absurdów, pozorów i sprzeczności? Jak inaczej bowiem oceniać obowiązujące niezmiennie od blisko 12 lat urzędowe stawki  wynagrodzeń profesjonalnego pełnomocnika wynoszące np. 60 złotych za nierzadko kilkuposiedzeniową rozprawę? Jak zrozumieć sensowność posługiwania się tą samą stawką wynagradzania wówczas, kiedy jego wypłata obciąża Skarb Państwa i wówczas, kiedy reprezentowany przez profesjonalnego pełnomocnika z urzędu pracownik wygrywa sprawę z wielkim korporacyjnym pracodawcą, obciążonym kosztami przegranego procesu?

Wiele pytań

Jak – posługując się kryterium interesu publicznego – należałoby ocenić dominującą praktykę orzekania przez sądy o wynagradzaniu pełnomocników z wyboru na poziomie stawek minimalnych, kiedy to koszty tego wynagradzania w żaden sposób nie obciążają Skarbu Państwa? Czy również tutaj – zdaniem Michała Kazka – mielibyśmy mieć do czynienia z daniną w zamian za przyznany monopol na niektóre czynności procesowe i na czyją rzecz byłaby ta danina?

Czy na unormowania i praktykę związane z zasądzaniem wynagrodzenia pełnomocników procesowych należy patrzeć tylko z punktu widzenia interesów tych ostatnich, czy też również interesów stron w istocie przecież podnoszących koszty faktycznego ich wynagradzania?

Czy  słuszne jest uzależnienie stawek wynagradzania pełnomocników procesowych wyłącznie od wartości przedmiotu sporu, a nie od pracochłonności, co jest podstawową zasadą obecnie obowiązujących przepisów, a w konsekwencji praktyki?

Wątpliwości w tej ostatniej kwestii  zasygnalizował w listopadzie 2013 r. Rzecznik Praw Obywatelskich, kierując do ministra sprawiedliwości wystąpienie wskazujące na wątpliwe zastosowanie udzielonej temu ministrowi przez ustawodawcę delegacji wydawania rozporządzeń określających stawki wynagrodzeń adwokatów i radców prawnych. W maju 2013 r. natomiast Krajowa Rada Radców Prawnych przedstawiła propozycje założeń zmian obowiązującego stanu prawnego. Kluczowe z tych założeń sprowadza się do rozdzielenia regulacji dotyczących wynagradzania pełnomocników ustanowionych z urzędu, od ustanowionych z wyboru. Pomimo więc wielu mocno polemicznych słów skierowanych pod adresem autora artykułu „Przywileje profesjonalnych pełnomocników procesowych" uważam, że prowokuje on kontynuowanie nieuchronnej, jak wspomniałem wcześniej, debaty.

CV

Autor jest prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych

W wydaniu „Rzeczpospolitej" z 19 grudnia 2013 r. pod tytułem „Przywileje profesjonalnych pełnomocników procesowych" – opublikowany został tekst autorstwa Michała Kazka – referendarza w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym we Wrocławiu. Wprawdzie – co zastrzega redakcja – „wyrażone w tym artykule opinie stanowią prywatne poglądy autora(...)", nie sposób jednak nie odnieść się do nich z pozycji już niekoniecznie indywidualnej. To choćby  z powodu mocno aresztującego tytułu artykułu, który u niekoniecznie zorientowanego czytelnika może kształtować nieodpowiadające rzeczywistości przekonanie o jakimś wyjątkowym – jak twierdzi Michał Kazek – „będącym wyrazem woli obywateli i ich przedstawicieli" uprzywilejowaniu wykonywania zawodu przez m.in. radców czy też adwokatów.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Opinie Prawne
Maria Ejchart: Niezależni prawnicy są fundamentem państwa prawa
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Łaska Narodu na pstrym koniu jeździ. Ale logika nie
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Adam Bodnar w butach Zbigniewa Ziobry
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Chcesz pokoju, szykuj się do wojny... ale mądrze
Opinie Prawne
Mariusz Ulman: Co zrobić z neosędziami, czyli jednak muchomorki, słoneczka i żabki