Wizja dostępu do obrońcy zaraz po zatrzymaniu i natychmiastowej pomocy od pierwszego przesłuchania jest jak najbardziej słuszna. Ogranicza pole nadużyć ze strony policji związanych z prawami i wolnościami obywateli, którzy nie zawsze znają swoje prawa, a pod wpływem emocji bądź strachu mogą podejmować decyzje procesowe dla siebie niekorzystne.
Czytaj więcej
Zatrzymany będzie miał prawo do natychmiastowej pomocy obrońcy już od pierwszego przesłuchania. Jednak państwo chce płacić tylko za świadczoną pomoc, a nie gotowość do jej udzielenia.
Pomoc prawna według Adama Bodnara. Za pomoc zapłacą prawnicy
Problem w tym, że podejście do realizacji wizji „obrońca dla każdego zatrzymanego obywatela” wydaje się z góry skazane na porażkę. Ministerstwo ma koncepcję, aby dyżury pomocy zatrzymanym pełnili adwokaci i radcy prawni, tyle tylko, że nie gwarantuje im za to żadnego twardego wynagrodzenia. Sam dyżur nie będzie wynagradzany, gotowość do pomocy w danym dniu i czasie się nie liczy. Liczy się wyłącznie pomoc konkretnemu zatrzymanemu. Jeżeli adwokat na dyżurze nie pomoże nikomu – bo np. nie ma chętnych – mimo straconych godzin nie otrzyma ani grosza.
Taka perspektywa może skutecznie zniechęcić wielu prawników do realizacji tej szlachetnej wizji, bo obok braku pieniędzy stoi stracony czas w regularnej pracy zawodowej czy w życiu rodzinnym, a to już cena dość wysoka. Warto też nie zapominać, że adwokaci, podobnie jak część radców, to nie tylko osoby zaufania publicznego, ale też prowadzący własny biznes usług prawniczych. Jest to więc praca zarobkowa. Dość osobliwe jest więc nakłanianie ich do świadczenia pomocy w takiej formule. Zwłaszcza, że w ten sposób państwo próbuje wypełnić nałożone przez prawo unijne zobowiązania do uruchomienia mechanizmów takiej pomocy. Chce to zrobić de facto rękami prywatnych ludzi, pracujących w czynie społecznym. I oczywiście być może znajdą się zapaleńcy, którzy będą to robić, ale trudno prognozować, aby tak skonstruowany system był trwały i by pokrywał zapotrzebowanie na pełnomocników dla zatrzymanych w całej Polsce.
Sądy 24 godziny na dobę. Ku przestrodze
Stworzenie doskonałego modelu natychmiastowej pomocy prawnej jest oczywiście trudne ze względów budżetowych. Adam Bodnar ma w pamięci klęskę dawnych sądów 24-godzinnych swojego poprzednika Zbigniewa Ziobry. Tam czynnikiem topiącym tę instytucję były m.in. źle sprofilowane koszty. Pełnomocnicy otrzymywali pieniądze za każdy dyżur, mimo że nie było komu pomagać, bo np. wobec pijanego rowerzysty, a tych było najwięcej, nie można było wszcząć żadnych czynności. W efekcie system był dysfunkcjonalny, a pieniądze z budżetu płynęły szerokim strumieniem.