Tomasz Pietryga: Dlaczego Andrzej Duda atakuje prof. Strzembosza? Czy mógł on oczyścić sądy?

Prof. Adam Strzembosz nie w pełni uniósł rolę, jaką przypisała mu historia w 1989 roku. Jednak ocena prezydenta Andrzeja Dudy, że jest odpowiedzialny „za wpuszczenie komunistycznych sędziów” do III RP, wydaje się zbyt brutalna i surowa.

Publikacja: 30.10.2024 15:13

Prezydent Andrzej Duda, prof. Adam Strzembosz

Ocena prezydenta jest zbyt surowa

Prezydent Andrzej Duda, prof. Adam Strzembosz

Foto: rp.pl / Jakub Czermiński

Prezydent Andrzej Duda powiedział, że prof. Adam Strzembosz „jest jednym z ludzi, którzy są odpowiedzialni za to, że w polskim wymiarze sprawiedliwości pozostali komunistyczni sędziowie, splamieni przynależnością do PZPR, a niektórzy splamieni wydawaniem wyroków w stanie wojennym”. Wypowiedź tę można traktować wyłącznie w kategoriach oceny politycznej, ale nie historycznej. W istocie bowiem wpływ prof. Adama Strzembosza na rzeczywistość w okresie transformacji był dość ograniczony, a jego siła sprawcza – niewielka.

Czytaj więcej

Duda o prof. Strzemboszu: ma wielkie doświadczenie w podtrzymywaniu komuny

Przy ocenie prof. Strzembosza istotne jest uchwycenie szerszego historycznego kontekstu. W 1989 roku opozycja nie miała ani siły, ani chęci rozliczenia komunistycznego systemu, również w sądach. Zasiadający przy Okrągłym Stole ludzie Solidarności zdali się nie wyczuwać wtedy siły momentu przełomu, który miał wkrótce nastąpić. Kiedy zaczynały się obrady, wśród opozycjonistów panowały wręcz obawy, że to prowokacja i uczestnicy mogą zostać aresztowani. W czasie, gdy dyskutowano o praworządności, w Przemyślu kolegium ds. wykroczeń skazywało aresztowanego opozycjonistę za noszenie znaczka „S”. Takie to były niepewne czasy. I najważniejsze – cała dyskusja o sądach odbywała się na szachownicy ustawionej przez gen. Jaruzelskiego. To komuniści byli autorami konkretnych projektów reform, mimo że ich założenia powstawały w czasie tzw. karnawału Solidarności w 1980 roku w ramach Centrum Inicjatyw Ustawodawczych „S”, w którym prężnie działali zarówno ówczesny sędzia Strzembosz (wyrzucony niedługo potem z zawodu w ramach represji stanu wojennego), jak i późniejszy sędzia stanu wojennego Józef Iwulski.

To Adam Strzembosz nadawał ton przy tzw. małym Okrągłym Stole

Prof. Strzembosz był niewątpliwie liderem „podstolika” prawnego Okrągłego Stołu w 1989 roku, nadawał intelektualny ton dyskusji wśród opozycjonistów (wśród których byli też Jarosław Kaczyński i prof. Andrzej Zoll). Tyle że karty przy nim i tak rozdawali komuniści. To oni de facto decydowali, które postulaty będą spełnione, a które nie. W efekcie np. nie przychylono się w czasie obrad do złagodzenia restrykcyjnych kodeksów karnych wymierzonych w Solidarność czy likwidacji radzieckiego modelu samodzielnego prokuratora generalnego. To stało się już później. To samo dotyczyło sądów – projekty reform były już gotowe. Jednak na 1,5 tys. stron z protokołów obrad z podstolika nie ma praktycznie ani jednego zdania o konieczności weryfikacji sędziów PRL. Podczas obrad w ogóle nie było takiego tematu. Nikt z ludzi „S” nie forsował tego wątku, nikt nie chciał wrzucić go na polityczną agendę. Czy był to efekt wcześniejszych ustaleń z komunistami, czy strach wynikający z chęci wyrwania choć skrawka wolności bez konfrontacji, która mogła zburzyć ledwo zawiązany dialog – to pytanie pozostaje ciągle otwarte.

Wpuszczenie do wolnej Polski kilkuset zahańbionych sędziów, którzy nie mieli moralnych podstaw, aby wymierzać sprawiedliwość, było zabójcze dla zaufania do sądownictwa

Na pewno błędem zarówno prof. Strzembosza, jak i innych uczestników podstolika prawnego było nadmierne koncentrowanie się na zmianach instytucjonalnych, które miały zagwarantować niezależność sądownictwa. Zlekceważono jednak czynnik ludzki. Wpuszczenie do wolnej Polski kilkuset zhańbionych sędziów, którzy nie mieli moralnych podstaw, aby wymierzać sprawiedliwość, było zarówno zabójcze dla zaufania do sądownictwa, jak i odbierało szanse odbudowania go w oparciu o demokratyczne wartości.

Czytaj więcej

Tusk o "agresywnych" wypowiedziach Dudy. Chodzi o prof. Adama Strzembosza?

Strzembosza traktowano jako element podejrzany, solidarnościowy

Potem było już za późno. Moment na „oczyszczenie” szybko minął. Słynne późniejsze zdanie Strzembosza, że „sądownictwo oczyści się samo”, było w istocie wyrazem bezradności wobec konsekwencji wcześniejszych postaw środowiska „S”. Na pewno to nie Strzembosz w tym układzie rozdawał karty, a jego wpływ na zapadające decyzje polityczne był znikomy. Czy można było postawić przy Okrągłym Stole sprawę sędziów PRL? Oczywiście, ale do tego potrzebna była siła i przekonanie całego obozu solidarnościowego, a nie jednego człowieka.

Tę bezradność Strzembosza widać już w rodzącej się wolnej Polsce, gdy był wiceministrem sprawiedliwości w rządzie Mazowieckiego. W zdominowanym przez komunistów resorcie był samotnym jeźdźcem. Nie mógł się pozbyć z grona swoich współpracowników nawet ludzi mocno skompromitowanych w PRL, również jego próby wymiany PRL-owskich prezesów sądów w terenie kończyły się w dużej mierze niepowodzeniem. W pierwszych latach III RP układ komunistyczny był bardzo odporny na transformację.

To zresztą powodowało frustrację Strzembosza, a premier Mazowiecki oskarżał go o chęć rewanżyzmu. I to było powodem jego odejścia z resortu rządzonego przez Aleksandra Bentkowskiego z ZSL. Strzembosz nie miał też uznania wśród komunistycznych sędziów. Mało brakowało, a nie przeszedłby weryfikacji przez opanowaną przez ludzi o komunistycznych rodowodach i sędziów stanu wojennego pierwszą Krajową Radę Sądownictwa, kiedy starał się o nominację do Sądu Najwyższego. Potraktowano go jako element podejrzany, solidarnościowy. Bez problemu za to nominację do SN otrzymał sędzia stanu wojennego Józef Iwulski. Strzemboszowi udało się to dzięki „interwencjom”.

Czytaj więcej

Tomasz Pietryga: KRS czy neoKRS, jak to jest naprawdę?

Już jako I prezes w kształtującym się na nowo SN popełnił poważny błąd, mianując na kierownicze stanowiska, w tym prezesów izb, sędziów z wyrazistymi PRL-owskimi życiorysami. Nie podjął też działań wobec kilkudziesięciu sędziów, którzy trafili do tego sądu mimo dość wątpliwych życiorysów, a w przypadku części – wręcz dyskwalifikujących ich do pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych. Ta łagodność prof. Strzembosza zresztą nie przyniosła mu szacunku w SN. Kilka lat później nie został wybrany na drugą kadencję prezesa, przegrał z mało znanym wtedy prof. Gardockim.

Romans prof. Adama Strzembosza z braćmi Kaczyńskimi

Adam Strzembosz miał też silne ambicje polityczne, które wiązał w tamtych czasach z obozem prawicy. Był nawet kandydatem na prezydenta wystawionym przez braci Kaczyńskich, finansowanym w kampanii przez Porozumienie Centrum. Poparcie dla jego kandydatury jednak wycofano, co potraktował jako zdradę.

W późniejszych latach, po kolejnych próbach politycznego zaistnienia i kolejnych niepowodzeniach, prof. Strzembosz pozostał w roli symbolu przemian i autorytetu prawnego. W latach rządów PiS dołączył do obozu praworządnościowego, wspierając go swoim autorytetem i krytykując działania prawicy, co czyniło z niego politycznego wroga. Nie zmienia to faktu, że jego autorytet był z premedytacją wykorzystywany.

Ostatnim niezrozumiałym krokiem Strzembosza był symboliczny powrót do Sądu Najwyższego, w którym wystąpił jako świadek w procesie o uchylenie immunitetu sędziemu Iwulskiemu, któremu profesor udzielił „świadectwa moralności”. Było to dość niezrozumiałe, jednak oddawało pewnego ducha Sądu Najwyższego. Dla wielu sędziów solidarność koleżeńska czy działanie, które mogłoby obrócić się przeciwko PiS, było ważniejsze niż choćby próba symbolicznego rozliczenia z przeszłością po ponad trzech dekadach od transformacji.

Prezydent Andrzej Duda przesadził

Prezydent Duda, tak ostro definiując rolę Strzembosza w czasie transformacji, przesadził. Było to zbyt brutalne. Adam Strzembosz odegrał bardzo ważną rolę przy tworzeniu niezależnych instytucji sądowniczych w wolnej Polsce, czyli zrębów demokratycznego państwa prawa. Był też w grupie mniejszości sędziów, którzy w 1980 roku aktywnie dołączyli do obozu solidarnościowego. Natomiast jego wpływ na oczyszczenie sądownictwa był mniejszy, niż mogłoby się wydawać. Decyzje zapadały gdzie indziej. W tym wymiarze nie uniósł roli, którą przypisała mu historia. Kiedy miał szansę uderzyć ręką w stół, nie zrobił tego. Nie uniosło tego zresztą wielu innych ludzi Solidarności.

Strzembosz zawsze będzie postacią niejednoznaczną, budzącą spory i kontrowersje, zresztą jak cały okres transformacji, trudnej polskiej historii. Traktowanie jej w kategoriach czarno-białych jest dużym uproszczeniem.

Czytaj więcej

Radosław Sikorski o Antonim Macierewiczu: Mam nadzieję, że będzie siedział

Prezydent Andrzej Duda powiedział, że prof. Adam Strzembosz „jest jednym z ludzi, którzy są odpowiedzialni za to, że w polskim wymiarze sprawiedliwości pozostali komunistyczni sędziowie, splamieni przynależnością do PZPR, a niektórzy splamieni wydawaniem wyroków w stanie wojennym”. Wypowiedź tę można traktować wyłącznie w kategoriach oceny politycznej, ale nie historycznej. W istocie bowiem wpływ prof. Adama Strzembosza na rzeczywistość w okresie transformacji był dość ograniczony, a jego siła sprawcza – niewielka.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?