Wyobraźmy sobie następującą sytuację: kilka lat temu PiS postanawia rozliczyć komunistycznych sędziów. Ludzie, którzy skazywali na więzienie opozycjonistów walczących o wolność i wydawali wyroki w imieniu komunistycznej władzy narzucanej nam przez jeden z najbardziej zbrodniczych reżimów w historii, mieliby zostać wzięci pod lupę. W efekcie część miałaby zostać „zdegradowana” do funkcji asystenta sędziego lub po prostu z sądu całkowicie usunięta.
Czytaj więcej
Byli adwokaci i radcowie prawni, którzy zostali sędziami na skutek rekomendacji neo-KRS, zostaną asystentami sędziów. Akademicy trafią do Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości.
Dalej, wyobraźmy sobie fale protestów, jakie przetoczyłyby się przez kraj. Ogrom polsko-polskiej wojny, w której hasła „precz z komuną” ścierają się z „wolnymi sądami”, a organy unijne stanowczo interweniują. Straszne, prawda?
Adam Bodnar, Donald Tusk i „neosędziowie”. Co jest nie tak z reformą sądownictwa
Pozostaje więc zadać pytanie: dlaczego teraz jest tak cicho? Oto bowiem pojawia się projekt, wedle założeń którego tzw. neosędziowie mają zostać potraktowani właśnie w opisany powyżej sposób. Adwokaci i radcowie prawni, którzy otrzymali nominację sędziowską od uznawanej za wadliwą Krajowej Rady Sądownictwa, pozbawieni będą funkcji – zaoferowana ma być im rola starszych asystentów sędziów, którzy z czasem będą mogli ponownie podejść do egzaminu sędziowskiego.