Z zawodowego obowiązku śledzę poczynania Ministerstwa Sprawiedliwości, w tym oczywiście te dotyczące szeroko pojętej informatyzacji sądownictwa. I często się dziwię, jak bardzo deklaracje i zapewnienia przedstawicieli resortu o sukcesach na tym polu rozmijają się z ocenami adresatów wdrażanych rozwiązań. Czyli m.in. adwokatów, radców czy sędziów regularnie utyskujących na to, co szwankuje lub w ogóle nie zostało zaplanowane, a już dawno powinno.
Tym bardziej ochoczo kibicuję wszelakim propacjenckim innowacjom firmowanym przez Ministerstwo Zdrowia. Tu zasada „mniej gadania, więcej działania” sprawdza się naprawdę nieźle.
Czytaj więcej
Resort zdrowia zmienił zdanie w sprawie wystawiania recept na rok.
Internetowe Konto Pacjenta z wszystkimi (działającymi!) funkcjonalnościami, e-recepty, e-skierowania, w tym te na szczepienia, elektroniczne wnioski o EKUZ, wybór lekarza podstawowej opieki zdrowotnej bez wychodzenia z domu – można by długo wymieniać. Moim odkryciem jako astmatyczki na wziewnych sterydach była jakiś czas temu roczna e-recepta. Zasada jej działania jest dziecinnie prosta: dostaję receptę (a w zasadzie przychodzi mi kod esemesem), w ciągu miesiąca od jej wystawienia idę do apteki, wykupuję pierwsze opakowanie, a potem już bez pośpiechu – w tej samej placówce (co bywa kłopotliwe, to jedyny mankament tego rozwiązania) – nabywam kolejne, w miarę zużycia leku i potrzeb. Mam na to rok, w praktyce oczywiście zwykle wcześniej pojawiam się u lekarza na kontrolę i po kolejną receptę.
Ministerstwo Zdrowia uznało jednak, że ten mechanizm nie wypalił. Bo pacjenci wykupywali wszystkie leki na zapas (doprawdy nie wiem, kogo na to stać), w efekcie część wyrzucali, za rzadko też się badali. Procedowana właśnie w Sejmie ustawa ma zatem skorygować zasady. Jedna z kluczowych zmian – recepta roczna ma zniknąć.