Nieużywany organ podobno zanika. Taki los może być pisany Trybunałowi, który pogrąża się w bezładzie. Owszem, Julii Przyłębskiej udało się zwołać zebranie sędziów na którym uchwalono, że nie ma podstaw prawnych, by kwestionować jej prezesurę. I zrobiono to w obecności dwóch z szóstki jej krytyków. Są jednak i tacy, którzy mówią, że nie było to zgromadzenie sędziów, lecz – cytując klasyka – spotkanie przy kawie i ciastkach. Najważniejsze jednak, czy na wezwanie Julii Przyłębskiej do rozpoznania sprawy w pełnym składzie stawią się wszyscy sędziowie TK – a przynajmniej 11 z 15. Bez szóstki żądającej wyboru nowych kandydatów to niemożliwe. Zatem wniosek prezydenta Dudy o zbadanie konstytucyjności ustawy o Sądzie Najwyższym (od której ma zależeć los polskiego KPO) będzie musiał poczekać na lepsze czasy.
Zresztą nie tylko on. W pełnym składzie TK powinien rozpoznać jeszcze inne sprawy, które w cieniu walk o przywództwo w Trybunale zeszły na dalszy plan. Niektóre czekają nawet od 2014 r., czyli prezesury Andrzeja Rzeplińskiego. Dotyczą podatków, nieuczciwej konkurencji, kodeksu cywilnego czy leczenia niepłodności. Sprawy mają sprawozdawców, ale wciąż nie dojrzały do rozstrzygnięcia, bo TK nie od wczoraj jest taki nieruchawy. Zdaniem ekspertów to dobrze, bo mniej będzie do „odkręcania”, gdy już zasiądą w TK inni sędziowie.
Ale sprawa prezesury Przyłębskiej ma też wymiar polityczny. Trwają kalkulacje, komu opłaca się pozostawanie kojarzonej z premierem Morawieckim sędziny na fotelu prezesa, a kto może zyskać na zmianie. Wygranym może być Zbigniew Ziobro. Tak też można rozumieć sygnał od prezydenta Dudy, by TK załatwił sprawę we własnym gronie. Teraz jednak, gdy widać w sondażach, że opinia publiczna nie jest tym zachwycona, bieg wydarzeń może przyśpieszyć.