Udział sędziów w imprezach, które jednoznacznie kojarzą się z polityką, jest niedopuszczalny. I żadnym uzasadnieniem dla tego rodzaju aktywności nie jest obrona praworządności, jak starają się tłumaczyć. W ostatni weekend znani sędziowscy aktywiści uczestniczyli w imprezie urodzinowej Komitetu Obrony Demokracji, na której występowali również politycy, z Donaldem Tuskiem na czele.
Sędziowie żywiołowo reagowali na padające tam oświadczenia. Ich postawa oburzyła część opinii publicznej, ale inni wskazywali, że to koszt obrony demokracji. Stan wyższej konieczności, który uzasadnia takie postawy i wręcz dramatyczne wybory. Tyle że to argumentacja i obrona polityczna. Bo ustrojowo nie da się tego obronić.
Największym kapitałem sędziego jest bezstronność. Nie tylko nie może stwarzać najmniejszych wątpliwości, że jej brakuje, ale całą swoją postawą ma ugruntowywać społeczne przeświadczenie o niej. Bo bezstronność to fundament, bezwzględny warunek sądzenia innych. Bez niej trudno mówić o wymierzaniu sprawiedliwości. Dlatego ustawy sędziowskie zakazują takiej publicznej aktywności. Przez wiele lat odstępstwa od tych zasad były mocno piętnowane przez środowisko. Zdecydowana reakcja była też powodowana chęcią odcięcia się od przeszłości. W czasach PRL blisko 70 proc. sędziów należało do PZPR. Zresztą w 1995 r. – co później było nie do pomyślenia – do wyborów prezydenckich stanął początkowo popierany przez braci Kaczyńskich prof. Adam Strzembosz, biorąc na czas kampanii wyborczej urlop w SN, gdzie był pierwszym prezesem.
Z czasem jednak trójpodział władzy bardzo się usztywnił i angażowanie się w politykę było raczej anomalią, skutkiem słabości charakteru lub sentymentu niektórych starszych sędziów, ukształtowanych przez PRL. Próba resetu sądownictwa po dojściu PiS do władzy w 2015 r. spotkała się ze zdecydowaną reakcją środowiska, które zjednoczyło się bardzo mocno. Część sędziów zdecydowanie zaangażowała się w protest przeciwko działaniom politycznym, świadomie przekraczając granice. Uczestniczyli w manifestacjach i debatach publicznych, na których pojawiali się politycy. Miał to być koszt obrony demokracji, ale dla sędziów tego rodzaju aktywność, nawet jeśli motywowana byłaby najszlachetniejszymi pobudkami, jest biletem w jedną stronę.
Takie negatywne postawy miały miejsce też wśród sędziów, którzy zbliżyli się z władzą, otwarcie popierając działania PiS.