Chwilowe poczucie wspólnoty w ławach poselskich pojawiło się po uchwaleniu przez Sejm lex-TVN, gdy protestujący przed budynkiem Sejmu dopuścili się słownej i fizycznej przemocy wobec opuszczającego Sejm posła Konfederacji Dobromira Sośnierza. Atak na polityka słusznie skrytykowali nie tylko posłowie reprezentujący parlamentarną większość, lecz również przedstawiciele opozycji.
Nie mamy wątpliwości, że jakiekolwiek akty agresji wobec jednostek muszą spotykać się z jednoznaczną i stanowczą reakcją potępienia. Przykładem takiej reakcji z ostatnich dni jest komunikat Komisji Europejskiej, w którym wskazano, że „Równość i poszanowanie godności i praw człowieka są podstawowymi wartościami UE zapisanymi w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej. Komisja wykorzysta wszelkie dostępne jej instrumenty, aby bronić tych wartości". Szkoda, że komunikat ten zatytułowano „Podstawowe wartości UE: Komisja wszczyna kroki prawne przeciwko Węgrom i Polsce w związku z naruszeniem praw podstawowych osób LGBTIQ", zaś w uzasadnieniu wyartykułowano, że KE nie pozwoli na piętnowanie części swoich obywateli: czy to ze względu na to, kogo kochają, czy ze względu na wiek, pochodzenie etniczne, poglądy polityczne czy przekonania religijne. Przykro też, że nie wszystkich słusznie krytykujących atak na posła Sośnierza posłów partii rządzącej stać na odrzucenie i potępienie procedowanego w Sejmie fundamentalistycznego i dyskryminacyjnego projektu ustawy Stop-LGBT, czyli obywatelskiego projektu ustawy o zmianie ustawy z 24 lipca 2015 r. Prawo o zgromadzeniach oraz niektórych innych ustaw.
W projekcie tym przewidziano zakaz przeprowadzania zgromadzeń, których cel dotyczy m.in. propagowania związków osób tej samej płci lub związków składających się z więcej niż dwóch osób, propagowania traktowania związków osób tej samej płci lub związków składających się z więcej niż dwóch osób w sposób uprzywilejowany, propagowania orientacji seksualnych innych niż heteroseksualizm, propagowania płci jako bytu niezależnego od uwarunkowań biologicznych.
Projekt zabrania również posługiwania się w toku zgromadzenia materiałami nawiązującymi do zakazanych celów zgromadzenia, a także zaskakująco wskazuje, że „Przez propagowanie rozumie się wszelkie formy upowszechniania, rozpowszechniania, agitowania, lobbowania, twierdzenia, oczekiwania, żądania, zalecania, rekomendowania bądź promowania". Oznacza to, że w ostatecznym rozrachunku zakazane ma być nawet twierdzenie, że dopuszczalne są inne związki niż heteroseksualne lub że biologia nie jest jedynym wyznacznikiem płci. Szczególnie interesujący zakaz „propagowania w formie oczekiwania" zbliża nas niebezpiecznie do wyłączenia dopuszczalności swobodnego myślenia, co – być może nie większość – lecz przynajmniej niektórych z nas musi nieco niepokoić.
Mówiąc poważnie, wspomniany projekt jest dyskryminacyjny w takim stopniu, że zasadne jest twierdzenie o jego przemocowym charakterze. Gwałci wiele przepisów konstytucji, w tym: art. 1 stanowiący, że Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, art. 32 gwarantujący równość wobec prawa i wprowadzający zakaz jakiejkolwiek dyskryminacji jednostki, art. 54 gwarantujący wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, a także w sposób nieuzasadniony i nieproporcjonalny narusza przewidzianą w art. 57 wolność zgromadzeń. Przepisy projektu naruszają prawo międzynarodowe, w tym zakaz dyskryminacji, przewidziany w art. 14 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności sporządzonej w Rzymie 4 listopada 1950 r. oraz w art. 21 Karty Praw Podstawowych, a także zasadę niedyskryminacji wyrażoną w wielu kluczowych dokumentach Rady Europy.