Dwa tygodnie temu podczas spotkania ministra sprawiedliwości z przedstawicielami Naczelnej Rady Adwokackiej padły oficjalne obietnice podniesienia, nieurealnianej od 2012r. taksy adwokackiej. Na początku, w geście dobrej woli, minister zobowiązał się podnieść stawki w kilku kategoriach spraw, gdzie stawka za cały, czasem wieloletni, proces wynosiła 60 zł. W dwa tygodnie po tej obietnicy przedstawiony został projekt, w którym per saldo stawki wydatki na pomoc z urzędu zostały obcięte!

Wedle projektu zmiany rozporządzenia o taksie adwokackiej, w kilku przypadkach taksa została istotnie podniesiona z 60 zł na 180 zł. Jest to jednak stawka za cały, skomplikowany proces np. o eksmisję, czy o przywrócenie do pracy. W ramach tego czasu trzeba kilka razy spotkać się z klientem, zapoznać się z aktami sądowymi i to czasami kilka razy, bo przecież akta z biegiem czasu zmieniają się, napisać szereg pism procesowych, wziąć udział w kilu rozprawach sądowych. Średnio wyjdzie po 2 zł za godzinę. Ciekaw jestem, czy urzędnicy ministerialni, którzy przygotowali taki „genialny" projekt, sami by się zgodzili pracować na takich warunkach? Notabene, oszacowany w MS koszt podniesienia stawek w tych czterech kategoriach wyniesie w ciągu roku 423.480 zł. Dużo? W tym samym czasie na portalu społecznościowym adwokaci zamieścili pismo Kancelarii Premiera o wyborze firmy organizującej zagraniczny wyjazd dla 10 urzędników. Koszt: 444.000 zł.

Ale nawet tej śmiesznej kwoty szkoda było Ministerstwu. Jednocześnie więc z podniesieniem stawek w czterech, w sumie marginalnych, kategoriach, zaproponowało obniżkę za czynności obrońcy w postępowaniu wyjaśniającym w sprawie o wykroczenia. Do tej pory sądy przyznawały stawkę 180 zł, kierując się analogią ze sprawami karnymi. Teraz mają przyznawać 90 zł! A że spraw tego rodzaju jest ok. 10.000, Ministerstwo planuje więc obniżyć wydatki na pomoc prawną w tym zakresie o 900.000 zł rocznie. Nie zapytam nawet, czy ktoś w Ministerstwie Sprawiedliwości przygotował jakąkolwiek symulację niezbędnego nakładu pracy obrońcy w postępowaniu wyjaśniającym i wedle jakich zasad postanowił uśrednić koszt reprezentacji z urzędu w tym czasie na 90 zł. Prędzej uwierzę, że świetnie opłacani urzędnicy postępowali tu wedle zasady, że adwokatom-krwiopijcom trzeba zabrać ile się da, rzucając im jedynie jakiś ochłap dla pozoru. Tak aby więcej było pieniążków w ministerialnej kasie na ośmiorniczki, premie i szkolenia pod palmami za setki tysięcy złotych.

Przedstawiony projekt jest złowróżbnym memento dla adwokackich nadziei na urealnienie taksy adwokackiej. Życzę dobrze adwokackim negocjatorom, ale sukcesu w rozmowach z Ministerstwem Sprawiedliwości im nie wróżę. Czas na poważnie wejść w spór z MS i zacząć na większą skalę organizować protest adwokacki, tym razem kierowany przez Naczelną Radę Adwokacką. Rozpocząć by można było od nieprzekazania sądom list obrońców, co spowoduje wiele perturbacji w nowym systemie organizacji procesów karnych. Podobnie można postąpić w sprawach cywilnych i administracyjnych, i zaprzestać wyznaczania w tych sprawach pełnomocników z urzędu. Czas też wrócić do idei czarnych marszów pod siedzibą Ministerstwa Sprawiedliwości. Wbrew adwokackiej tradycji kierowania się siłą argumentów w rozmowach z władzą. W obecnych nowych czasach, urzędnicy liczą się nie z siłą argumentów, a z argumentem siły. Ci którzy składają petycje i odwołują się do logiki i sprawiedliwości są traktowani jako słabeusze i mięczaki, którym należy się jeszcze pogarda i dodatkowy kopniak. Aż nadto wzgardy ze strony władzy państwowej adwokaci doświadczyli podczas pracy nad tzw. ustawą pakamerową. Nie dość, że system tej w najlepsze kultywuje tradycji adwokackiej pracy przymusowej, to jeszcze na znak lekceważenia, prawnikom bez uprawnień delegowanych przez NGOS-y zostały zapewnione lepsze warunki, niż osobom wykonującym zawód zaufania publicznego. W tej sytuacji czas przełamać opory i potraktować MS i rządzącą władzę identycznie, jak ona traktuje polską adwokaturę.