Polska debata publiczna jest w coraz mniejszym stopniu oparta na faktach i rzetelnej analizie stojących przed wspólnotą wyzwań, a coraz bardziej na emocjach, fałszywych lub zniekształconych informacjach oraz stereotypach. Zawęża się pole do rzeczywistej dyskusji o problemach, które mają kluczowe znaczenie cywilizacyjne.
W toczących się dyskusjach miejsce rzetelnej wymiany zdań coraz częściej zastępują powierzchowne „medialne wrzutki” przedstawiające w krzywym zwierciadle stanowisko adwersarza. Coraz skuteczniejsi są ci, którzy chcą całkowicie wyjąć poza nawias życia publicznego wszystkich, z którymi się nie zgadzają. Jeżeli to się nie zmieni, trudno z optymizmem patrzeć na przyszłość naszego kraju.
Prawda a racja silniejszego
Musimy opowiedzieć się po jednej ze stron tego samego sporu, który przed wiekami toczyli sofiści z Sokratesem. Traktując prawdę jako względną, wierzyli w absolutną moc chwytów erystycznych i „racji silniejszego”. Stający naprzeciw nich Sokrates pozostał wierny prawdzie jako kategorii obiektywnej i sprawiedliwości pojmowanej jako coś więcej niż puste słowa – nawet wówczas, gdy wymagało to wypicia cykuty.
Instytut Ordo Iuris powstał po to, żeby dyskusję o problemach ważnych i trudnych ukierunkować na rozmowę o ich istocie. Od samego początku zrzeszeni w nim prawnicy wiedzą, że oznacza to nierówną konfrontację z potężną machiną socjotechniki uruchamianą przy okazji każdego istotnego sporu etycznego.
Polemika z tekstem red. Michała Szułdrzyńskiego „Szariat po staropolsku” (magazyn „Plus Minus”, 26-27 stycznia), w którym powielono wiele fałszywych kalek dotyczących różnych aspektów działania Ordo Iuris, to okazja, żeby zdiagnozować to zjawisko. Szkoda, że dziennikarz, przytaczając nieprawdziwe i nieścisłe informacje na temat instytutu, nie tylko nie podjął z nimi żadnej polemiki, ale jeszcze winą za ich rozpowszechnienie obarczył pomówioną organizację.