Amerykańskie bombowce 74 lata temu zrzuciły na japońskie miasta bomby nuklearne, otwierając tym samym nową epokę w strategii wojskowości i stosunkach międzynarodowych. Monopol na broń zagłady szybko upadł i do elitarnego klubu dołączyli inni gracze. Globalna i regionalna rywalizacja coraz częściej toczyła się w cieniu potencjalnego konfliktu nuklearnego. Po pierwszej fali nuklearyzacji, która obejmowała dzisiejszych stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, nadeszła druga, z którą wypłynął potencjał nuklearny Indii, Pakistanu, a także – prawdopodobnie – Izraela.
Wraz z upadkiem Związku Sowieckiego i zimnowojennego porządku międzynarodowego pojawiła się nadzieja na proces odwrotny – denuklearyzację. Stany Zjednoczone, jako nowy lider światowego bezpieczeństwa, objęły ten proces patronatem. Ukraina i Afryka Południowa dobrowolnie zrezygnowały z posiadanych arsenałów nuklearnych i programów ich opracowania. Dziś natomiast liczba chętnych do posiadania broni nuklearnej rośnie, a dotychczasowi jej posiadacze tracą kontrolę nad tym procesem. Jest to fundamentalna zmiana w międzynarodowym bezpieczeństwie i grozi dalszą erozją ładu międzynarodowego budowanego od końca II wojny światowej.
Smok drażni Tygrysy
Coraz większy wpływ na światową politykę ma sytuacja na Pacyfiku. Zwłaszcza strategia Pekinu niepokoi sąsiadów – tych bliższych, jak Korea Południowa i Tajwan, i dalszych, jak Japonia, Indie i Australia. Jednocześnie ekonomiczne „Tygrysy" Azji nie mogą do końca ufać Stanom Zjednoczonym, bo miłość amerykańskich polityków do „dealów" nie daje im większych gwarancji bezpieczeństwa.
Głównym atutem Amerykanów jest broń nuklearna, której mają więcej i jest ona nadal doskonalsza od chińskiej. W głośnej książce „How to Defend Australia" („Jak bronić Australii") Hugh White stawia tezę, że Australia będzie musiała odpowiedzieć sobie na pytanie o „strategiczną samodzielność" w kwestii nuklearnej. I nie jest osamotniona, jeśli chodzi o kwestionowanie gotowości Amerykanów do nuklearnej wojny w obronie sojuszników. A warto pamiętać, że Japonia, Korea Południowa, Tajwan i Australia są zdolne do produkcji broni nuklearnej, choć zrezygnowały z jej posiadania w zamian za gwarancje USA. Ewentualne wycofanie się Stanów ze wsparcia krajów Azji Wschodniej może zakończyć się proliferacją w skali nieznanej od lat 60. i 70. zeszłego stulecia.
Proste jak bomba
W wyobraźni większości bomba nuklearna i proces jej tworzenia jest kwintesencją wysokich technologii. Projekt nuklearny wymaga zaawansowanego przemysłu, dobrego poziomu edukacji i silnej woli politycznej. Jak jednak zauważa prof. Matthew Bunn z Uniwersytetu Harwarda, największym problemem kontroli proliferacji jest to, że bomba jest „nieskomplikowanym urządzeniem". Nie oznacza to, że proces produkcji wzbogaconego uranu jest prosty, niemniej dla krajów z technologią nuklearną rozwiniętą na potrzeby nauki i energetyki przemiana programów pokojowych w zbrojeniowe zależy głównie od woli politycznej.