Nuklearny rozgardiasz

Coraz więcej sojuszników zbliża się do produkcji własnej bomby, coraz mniej wierzy w amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa – pisze publicysta.

Aktualizacja: 26.08.2019 19:32 Publikacja: 26.08.2019 19:09

Nuklearny rozgardiasz

Foto: Adobe Stock

Amerykańskie bombowce 74 lata temu zrzuciły na japońskie miasta bomby nuklearne, otwierając tym samym nową epokę w strategii wojskowości i stosunkach międzynarodowych. Monopol na broń zagłady szybko upadł i do elitarnego klubu dołączyli inni gracze. Globalna i regionalna rywalizacja coraz częściej toczyła się w cieniu potencjalnego konfliktu nuklearnego. Po pierwszej fali nuklearyzacji, która obejmowała dzisiejszych stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, nadeszła druga, z którą wypłynął potencjał nuklearny Indii, Pakistanu, a także – prawdopodobnie – Izraela.

Wraz z upadkiem Związku Sowieckiego i zimnowojennego porządku międzynarodowego pojawiła się nadzieja na proces odwrotny – denuklearyzację. Stany Zjednoczone, jako nowy lider światowego bezpieczeństwa, objęły ten proces patronatem. Ukraina i Afryka Południowa dobrowolnie zrezygnowały z posiadanych arsenałów nuklearnych i programów ich opracowania. Dziś natomiast liczba chętnych do posiadania broni nuklearnej rośnie, a dotychczasowi jej posiadacze tracą kontrolę nad tym procesem. Jest to fundamentalna zmiana w międzynarodowym bezpieczeństwie i grozi dalszą erozją ładu międzynarodowego budowanego od końca II wojny światowej.

Smok drażni Tygrysy

Coraz większy wpływ na światową politykę ma sytuacja na Pacyfiku. Zwłaszcza strategia Pekinu niepokoi sąsiadów – tych bliższych, jak Korea Południowa i Tajwan, i dalszych, jak Japonia, Indie i Australia. Jednocześnie ekonomiczne „Tygrysy" Azji nie mogą do końca ufać Stanom Zjednoczonym, bo miłość amerykańskich polityków do „dealów" nie daje im większych gwarancji bezpieczeństwa.

Głównym atutem Amerykanów jest broń nuklearna, której mają więcej i jest ona nadal doskonalsza od chińskiej. W głośnej książce „How to Defend Australia" („Jak bronić Australii") Hugh White stawia tezę, że Australia będzie musiała odpowiedzieć sobie na pytanie o „strategiczną samodzielność" w kwestii nuklearnej. I nie jest osamotniona, jeśli chodzi o kwestionowanie gotowości Amerykanów do nuklearnej wojny w obronie sojuszników. A warto pamiętać, że Japonia, Korea Południowa, Tajwan i Australia są zdolne do produkcji broni nuklearnej, choć zrezygnowały z jej posiadania w zamian za gwarancje USA. Ewentualne wycofanie się Stanów ze wsparcia krajów Azji Wschodniej może zakończyć się proliferacją w skali nieznanej od lat 60. i 70. zeszłego stulecia.

Proste jak bomba

W wyobraźni większości bomba nuklearna i proces jej tworzenia jest kwintesencją wysokich technologii. Projekt nuklearny wymaga zaawansowanego przemysłu, dobrego poziomu edukacji i silnej woli politycznej. Jak jednak zauważa prof. Matthew Bunn z Uniwersytetu Harwarda, największym problemem kontroli proliferacji jest to, że bomba jest „nieskomplikowanym urządzeniem". Nie oznacza to, że proces produkcji wzbogaconego uranu jest prosty, niemniej dla krajów z technologią nuklearną rozwiniętą na potrzeby nauki i energetyki przemiana programów pokojowych w zbrojeniowe zależy głównie od woli politycznej.

Kraje „potencjalnie nuklearne" to te, które mają mocno zaawansowany przemysł atomowy. Na razie te państwa doceniają porozumienia z USA. Jeżeli jednak sytuacja na Pacyfiku drastycznie się zmieni, mogą one zmienić zdanie. Ciekawym przykładem jest Japonia, która wskutek użytkowania elektrowni atomowych i opanowania technologii przetwarzania odpadów promieniujących „uzbierała" w ciągu dekad 30 ton plutonu-239, którego wystarczy na 5 tys. układów krytycznych.

Temat ten podejmują też dyplomaci z Korei Płd. w rozmowach z amerykańskimi dyplomatami. Przekonywanie sojusznika, że nuklearne porozumienia są nadal aktualne, staje się coraz trudniejsze. Australia w międzyczasie opanowała nową technologię wzbogacania uranu (SILEX). Coraz więcej krajów zbliża się do produkcji bomby, coraz mniej wierzy w amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa.

Zmienia się nie tylko dostępność technologii produkcji głowic, ale też technologii ich przenoszenia. I rozpowszechniają się one równie szybko – pociski balistyczne i manewrujące dalekiego zasięgu przestają być domeną wyłącznie starych potęg technologicznych. Do posiadaczy zaawansowanej broni dołączyły ostatnio Indie i Pakistan. Na dniach dołączy do nich Korea Północna, której sąsiedzi już posiadają zaawansowane środki przenoszenia i okręty podwodne. Taka „samodzielność" sojuszników wywołuje coraz większy ból głowy nad Potomakiem.

Amerykańska kołdra

Rozpowszechnienie broni nuklearnej niekoniecznie jednak musi doprowadzić do wojny. Może wręcz wyhamować wiele konfliktów. Doprowadzi za to do fundamentalnych zmian w strukturze relacji międzynarodowych znanych po II wojnie światowej, gdyż upadnie dotychczasowy oligopol posiadaczy nuklearnej triady.

Dla Polski, choć geograficznie dalekiej od nuklearnej burzy nad Pacyfikiem, będzie to miało poważne konsekwencje. Nie ma co się dziwić, że nawet w kraju, który tak idealistycznie postrzega relacje z USA, już słychać głosy o potrzebie posiadania polskiej bomby. Tak czy inaczej, niepokój ambitnych atomowo sojuszników USA trzeba brać pod uwagę chociażby negocjując współpracę wojskową Polski i USA. Bo kołdra amerykańskiej potęgi wojskowej może się zrobić jeszcze krótsza.

Autor jest ekspertem

Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Długodojrzewający proces poprawy nauczycielskiego bytu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Cichocki: Lekcja historii: Od nieszczęsnych Polaków do biednych Ukraińców
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Muzeum Auschwitz to nie miejsce politycznych demonstracji
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Zarzuty dla Morawieckiego. Historyczna sprawa, która podzieli Polskę
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Dlaczego Putin nie zatrzyma wojny? Jest kilka powodów
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”