Ofiary urzędniczego barbarzyństwa

W sprawie małej Róży zasmuca wrażenie upokorzenia biednej, acz kochającej się rodziny. Z zażenowaniem czytamy o niepozmywanej podłodze. Żenujące, że ktokolwiek ma prawo wolnym ludziom „zaglądać do gara” – pisze prawnik

Aktualizacja: 01.09.2009 07:15 Publikacja: 30.08.2009 19:15

Rodzice Róży - Wioletta Woźna i Władysław Szwak

Rodzice Róży - Wioletta Woźna i Władysław Szwak

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Red

Narastająca ilość bulwersujących przypadków odbierania rodzicom dzieci niepokoiła mnie od dawna, ale dopiero głośna sprawa małej Róży dała impuls, aby zabrać głos. Mogę sobie pozwolić na komfort jej skomentowania nie jako wytrawny znawca tematu (nie jestem specjalistą w dziedzinie prawa rodzinnego), ale jako obywatel Rzeczypospolitej, który dotąd żył w przeświadczeniu, że RP jako państwo prawa, gwarantuje naturalne i przyrodzone prawa człowieka i – co najważniejsze – jako matka trójki dzieci, wyrażając w ten sposób odczucia „przeciętnego rodzica”.

[srodtytul] Wady przeciętnego rodzica [/srodtytul]

A „przeciętny rodzic” – trzeba wyraźnie to zaznaczyć – jest coraz starszy (a propos ojca Róży, Władysława Szwaka, któremu wypomniano zaawansowany wiek), nadmiernie zapracowany (niekiedy im wyższy status społeczny, tym bardziej), w związku z czym nie ma czasu zajmować się tak efektywnie i profesjonalnie swoimi dziećmi, jak mógłby zająć się nimi rodzic zastępczy – w zamian, oczywiście, za odpowiednie wynagrodzenie.

Co gorsza przeciętny rodzic uganiając się za chlebem powszednim, bywa także zestresowany i mało cierpliwy, w przeciwieństwie oczywiście do idealnego rodzica zastępczego, któremu za to się płaci, aby był cierpliwy. Przeciętny rodzic nie wykazuje też – przynajmniej w ocenie fachowego personelu – zainteresowania sprawami dziecka, ponieważ np. nie może dotrzeć na akademię przedszkolną organizowaną w samo południe, bo pracuje. W przeciwieństwie oczywiście do wspaniałego rodzica zastępczego.

„Przeciętny rodzic” pozostawia także niekiedy okruchy na stole i niepozmywane naczynia w zlewie, a co gorsza czasem zmywa podłogę tylko raz w tygodniu. Najgorsze jednak, jeśli przejęty licznymi funkcjami społecznymi, chcąc dobrze wywiązać się ze swych obowiązków, popadnie w depresję. Wówczas jako „niespełna rozumu” zostanie pozbawiony prawa do opieki nad dzieckiem (jak stało się w przypadku matki Róży). Zgodnie z badaniami na temat depresji mamy około 2 mln kandydatów.

Wniosek nasuwa się sam: najlepszą opieką dla dziecka jest opieka zapewniana przez państwo, a nie naturalną rodzinę, która jest siedliskiem przemocy i patologii, a także synonimem niewydolności i niemocy. Jeśli nawet nie opieki sprawowanej przez domy dziecka, gdzie wychowankowie bywają gwałceni i upokarzani, to przez rodziny zastępcze.

[srodtytul]Rodzinę chroni konstytucja [/srodtytul]

Ponieważ jednak zdrowy rozsądek, a raczej wyczucie prawa naturalnego nie pozwala mi zaakceptować tej „orwellowskiej” tezy muszę wystąpić w obronie praw „przeciętnego” rodzica i – co ważniejsze – jego dziecka. Jak już wspomniałam, czynię to bardziej jako zaniepokojony obywatel – człowiek – rodzic niż prawnik.

Rzeczpospolita Polska zgodnie z art. 2 Konstytucji jest państwem prawa, tak przynajmniej – jako obywateli – wielokrotnie się nas zapewnia. Wydarzenia takie jak odebranie karmiącej matce w połogu pięciodniowego dziecka wskazują jednak na to, że przy pomocy istniejącej infrastruktury prawnej łamane są gwarantowane przez konstytucję prawa i wolności obywatelskie w ich najbardziej podstawowym, bo wynikającym z natury, wymiarze. Przypomnijmy te najważniejsze:

– art. 47. konstytucji „każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym”;

– art. 48. ust 1 konstytucji „rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”;

– art. 18. konstytucji „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”;

– art. 45. konstytucji „każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd”.

[srodtytul]Czym jest dobro dziecka? [/srodtytul]

Naturalne prawa człowieka od wieków potwierdzane są w różnych deklaracjach i konwencjach. Co istotne – te prawa i wolności nie są nam przyznawane, gdyż są one przyrodzone – przysługują nam z samego faktu bycia człowiekiem. Wynika z tego doniosła konsekwencja – prawna infrastruktura wykonawcza tych praw i wolności nie może przekreślać samej istoty prawa czy wolności (choćby do życia w rodzinie). Zgodnie z art. 8 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności każdy ma prawo do poszanowania swojego życia prywatnego i rodzinnego, swojego mieszkania i korespondencji. Niedopuszczalna jest – stanowi dalej konwencja – ingerencja władzy publicznej w korzystanie z tego prawa, z wyjątkiem przypadków przewidzianych przez ustawę i koniecznych w demokratycznym społeczeństwie z uwagi na bezpieczeństwo państwowe, bezpieczeństwo publiczne lub dobrobyt gospodarczy kraju, ochronę porządku i zapobieganie przestępstwom, ochronę zdrowia i moralności lub ochronę praw i wolności innych osób.

Zgodnie z art. 8 Konwencji o prawach dziecka państwo jest zobowiązane podjąć działania mające na celu poszanowanie prawa dziecka do zachowania jego tożsamości, w tym stosunków rodzinnych, z wyłączeniem bezprawnych ingerencji. Artykuł 9. stanowi, że państwa strony zapewnią, aby dziecko nie zostało oddzielone od swoich rodziców wbrew ich woli, z wyłączeniem przypadków, gdy kompetentne władze, podlegające nadzorowi sądowemu, zdecydują zgodnie z obowiązującym prawem oraz stosowanym postępowaniem, że takie oddzielenie jest konieczne ze względu na najlepiej pojęte interesy dziecka.

Kluczowe staje się określenie, czym jest najlepiej pojęty interes dziecka, częstokroć opisywany jako „dobro dziecka”. Można odnieść wrażenie, że kategoria „dobro dziecka” stała się przedmiotem wyjątkowych wynaturzeń, prowadzących do konkluzji, że dobrem dziecka jest wyłącznie materialny dobrostan gwarantujący środki na edukację i rozwój, zaprawiony odrobiną świętego spokoju, aby mogło jak najefektowniej te środki wykorzystać.

Na marginesie trzeba podkreślić, że środki te rodziny zastępcze otrzymują od państwa, czyli od nas podatników, którzy wolelibyśmy pewnie przekazać samej rodzinie lub na specjalistyczną pomoc dla niej, a nie opiekunom na etacie. Tak rozumiane dobro dziecka jest w stanie uzasadnić odebranie dziecka niemal wszystkim rodzicom, gdyż naturalni rodzice nie otrzymują środków na utrzymanie dziecka od państwa, tylko muszą na nie ciężko zapracować.

W rodzinie zastępczej problem ten nigdy nie wystąpi, bo tam, gdzie dziecko, tam są i pieniądze. Naturalni rodzice mogą też popełnić karygodny błąd bycia zbyt zapracowanym (jak wskazuje przykład ojca Róży, który nie dość, że „stary” to jeszcze ciężko pracuje, aby zapewnić byt rodzinie). System ten jest niesprawiedliwy czy wręcz patologiczny, gdy nie jest używany wyłącznie w sytuacjach zagrażających życiu lub zdrowiu dziecka.

[srodtytul]Najpierw trzeba zważyć dowody [/srodtytul]

Sprawami ochrony prawa do życia rodzinnego zajmował się nie raz Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. W wyroku ETPC 2004.04.08 Haase v. Niemcy, trybunał zwraca uwagę, że rozstrzygając, czy zaskarżony środek (odebranie dziecka) był „konieczny w demokratycznym społeczeństwie”, należy rozważyć, czy w świetle wszystkich okoliczności sprawy, powody przedstawione dla uzasadnienia tegoż środka były istotne i wystarczające dla celów wskazanych w art. 8 ust. 2 Konwencji.

Ale co szczególnie istotne stwierdza także, że przekazanie noworodka pod opiekę publiczną w chwili urodzenia jest krańcowo surowym środkiem. Muszą zaistnieć wyjątkowo poważne powody, zanim dziecko może być fizycznie odebrane matce wbrew jej woli, natychmiast po urodzeniu w wyniku procedury, w której ani ona, ani jej partner nie brali udziału.

W wyroku z dnia 14 stycznia 2003 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka 27751/95 stwierdza, że z jednoczesnego rozważenia dwóch wymogów wpisanych w art. 8 Konwencji – wymogu, że przejęcie opieki nad dzieckiem przez państwo jest oparte na „istotnych” i „wystarczających” powodach oraz wymogu, że rodzic jest uprawniony do odpowiedniego udziału w procesie wydawania tej decyzji.

Każdy nakaz związany z oddaniem dziecka pod opiekę publiczną powinien – jak argumentuje trybunał – być w stanie przekonać obiektywnego obserwatora. Przyjęte uzasadnienie (nakazu) powinno odzwierciedlać uważną analizę, której przeprowadzenia oczekuje się od właściwych organów w materii o takim ciężarze, poprzez zważenie różnych dowodów przemawiających za i przeciw stosowaniu środka opiekuńczego.

Trybunał wskazuje też, że dokumentacja decyzji ma znaczenie zarówno dla możliwości rodzica przedłożenia argumentów przemawiających za tym, iż rodzic jest w stanie zapewnić dziecku odpowiednią opiekę i ochronę, lecz także umożliwia rodzicowi zrozumienie i pogodzenie się z traumatycznymi wydarzeniami odbijającymi się na całej rodzinie.

[srodtytul]Kara za niefrasobliwość [/srodtytul]

Mam wrażenie, że argumentacja sądu w sprawie małej Róży nikogo rozsądnie myślącego nie przekonała, a już z pewnością nie przekonała rodziców. Fakt, że postanowienie sądu w tej konkretnej sprawie mogło zostać wydane bez wysłuchania rodziców (nie kwestionuję tego, że proceduralnie rzecz ujmując, mogło zostać wydane) stanowi w moim przekonaniu naruszenie fundamentalnej normy konstytucji tj. prawa do sądu.

W omawianej sprawie nie istniało żadne bezpośrednie zagrożenie życia czy zdrowia Róży, które uzasadniałoby tak nagłe działanie, aby wydanie postanowienia nie mogło zostać poprzedzone wysłuchaniem rodziców i wszechstronnym rozpatrzeniem sprawy.

Konieczne jest stworzenie takiej infrastruktury prawnej, która zagwarantuje ochronę prawa do życia rodzinnego i do wychowania dziecka przez rodziców, oraz urealni prawo do sądu w tych sprawach. Sprawiedliwość wymaga, aby w sytuacji zagrożenia dobra dziecka poprzez zwykłą nieporadność życiową rodziców lub zdarzenia losowe (utrata pracy przez rodziców, choroby, a w tej sprawie zarzut, że rodzina jest „biedna”) środki publiczne mogły być wydatkowane w celu zapewnienia pomocy rodzinie dotkniętej problemami. Odbieranie dziecka rodzinie po to, aby umieścić je w rodzinie zastępczej, która otrzyma środki na jego utrzymanie jest nie znajdującym żadnego uzasadnienia barbarzyństwem. Nie wspominając już o tym, że wydatkowanie znacznie większych kwot na koszty opieki zastępczej czy pobytu w domu dziecka nie znajduje żadnego ekonomicznego uzasadnienia.

[wyimek]Odbieranie dziecka rodzinie, po to, aby umieścić je w rodzinie zastępczej, która otrzyma środki na jego utrzymanie, jest nie znajdującym żadnego uzasadnienia barbarzyństwem[/wyimek]

Bulwersujące jest też i to, że jeśli nawet dziecko wróci do rodziców nie sposób będzie naprawić krzywd, których doznali rodzice, dziecko i rodzeństwo. Nie można zatem unikać wyraźnego określenia kwestii odpowiedzialności funkcjonariuszy publicznych za krzywdę wyrządzoną bezpodstawnym odebraniem dziecka, łącznie z regulacjami karnymi oraz odszkodowawczymi. Tylko takie uregulowania mogą powstrzymać niefrasobliwość urzędników.

[srodtytul]Upokorzenie rodziców [/srodtytul]

W sprawie matki Róży, Wioletty Woźnej, trzeba wyraźnie podkreślić, że ani konstytucja, ani akty prawa międzynarodowego (zwłaszcza przywołane konwencje) nie uzależniają prawa do wychowania dziecka ani od wieku, ani od statusu majątkowego (wielu nie tylko zwykłych ludzi, porządnych czy wręcz wybitnych ludzi wychowało się w biedzie), ani od umiłowania czystości i zamiłowania do porządku (absurdalne zarzuty o okruchach na stole w domu rodziców Róży zbulwersowały nawet pedantów). Konstytucja nie uzależnia tego prawa także od stanu zdrowia czy kondycji psychicznej (zarzut, że matka jest lekko upośledzona) – dopuszczenie w praktyce odmiennego rozwiązania prowadziłoby do konkluzji, o konieczności zastosowania faszystowskiej metody sterylizacji osób ułomnych.

Taka konkluzja byłaby i tak aktem miłosierdzia, w innym bowiem przypadku osoby ułomne mogłyby wydawać na świat potomstwo tylko po to, aby zajęli się nim „właściwi” ludzie.

W sprawie małej Róży zasmuca wrażenie upokorzenia tej biednej, acz kochającej się rodziny. Z zażenowaniem czytamy o niepozmywanej podłodze. Żenujące, że ktokolwiek ma prawo wolnym ludziom „zaglądać do gara”. Całokształt okoliczności tej sprawy wskazuje na upokarzające potraktowanie i opisanie tej rodziny przez osoby zaangażowane w odebranie dziecka, tymczasem art. 30 konstytucji stanowi, że godność człowieka jest nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.

Nie kwestionując konieczności zapewnienia szybkiej procedury odebrania dziecka, gdy jego życiu lub zdrowiu zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo, pozostaje mieć nadzieję, że osoby kompetentne równie chętnie i bez wahania stawią się u konkubenta osiłka (gwałciciela, kata lub mordercy) celem odebrania dziecka jak u słabej, bezbronnej kobiety w połogu. Niestety, z doniesień medialnych wynika zupełnie inny wniosek.

[i]Autorka jest doktorem nauk prawnych. Związana z Instytutem Nauk Prawnych PAN w Warszawie [/i]

[ramka]Pisał w opiniach

Bronisław Wildstein, [link=http://www.rp.pl/artykul/352945.html" "target=_blank]„Połóżmy kres despotyzmowi sądów”[/link], 24 sierpnia 2009 [/ramka]

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa