Forsując urągające standardom demokratycznym wybory w maju PiS bardzo liczy na Europę. A konkretnie na to, że pochłonięte zwalczaniem pandemii stolice i instytucje europejskie przymkną oko na występki Warszawy. Farsa wyborcza ma być kolejnym, kluczowym błyskiem szczęścia, które uśmiechnie się do PiS w covidowej zawierusze. Przejęcie Sądu Najwyższego, instytucji, będącej przedmiotem kilkuletniego boju z Brukselą, dokona się po cichu, bo prezes Gersdorf postanowiła nie zwoływać zgromadzenia sędziów SN w obawie przez wirusem. Słabszym niżby na to zasługiwało echem odbił się bezprawny wyrok Trybunału Konstytucyjnego uchylający w istocie stosowanie w Polsce orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE określającego kryteria niezawisłości sędziowskiej. Reelekcja Andrzej Dudy byłaby ukoronowaniem tego pasma sukcesów i dopełnieniem konstrukcji reżimu mającego za nic zasady, na których opiera się Unia Europejska.
Ale gambit PiS-u opiera się na założeniach, których okres ważności zdaje się właśnie upływać. Aktualny kryzys silnie wstrząsnął Unią objawiając wiele jej słabości. Jedną z nich jest brak skutecznych instrumentów przeciwdziałania zagrożeniom demokracji i rządów prawa. Wiele wskazuje na to, że wbrew oczekiwaniom PiS-u Unia, która wyłoni się z kryzysu, będzie przywiązywać do tych kwestii większą, a nie mniejszą rolę. Tym samym okoliczności i forma wyborów prezydenckich odbiją się na pozycji i interesach naszego kraju we wspólnocie europejskiej.
Głównym powodem jest to, że kryzys koronawirusa redefiniować będzie pojęcie europejskiej solidarności. Nie jest pod tym względem wyjątkowy. Także kryzys euro czy migracyjny dotyczyły w istocie tego, czy i na jakich zasadach państwa członkowskie gotowe są świadczyć sobie wzajemnie pomoc w wymiarze wykraczającym poza zobowiązania traktatowe. Inaczej jednak niż konsekwencje wcześniejszych turbulencji, skutki epidemii dotyczą wszystkich krajów Unii bez wyjątku. Zaś solidarność, o której dzisiaj mowa, będzie miała bardzo wymierną, liczoną w setkach miliardów euro wartość. Tym ważniejsze staje się pytanie o wspólny fundament, na jakim opiera się projekt europejski, a wraz z nim poczucie wspólnoty stanowiących go krajów.
Pytanie, czy Unia powinna bezrefleksyjnie wspierać autokratów, gwałtownie zyskuje w tym nowym rozdaniu na znaczeniu. O tym, że środki unijne warunkowane być powinny przestrzeganiem rządów prawa i traktatów europejskich coraz głośniej mówią przywódcy europejscy, w tym Niemcy, którzy sprawować będą przewodnictwo w Unii w drugiej połowie roku i odgrywać kluczową role w dyskusji nad kształtem jej budżetu na lata 2021-2027. Szerokim echem w światowych mediach i gabinetach politycznych odbiła się analiza think-tanku European Stability Initiative krytykująca absurdy aktualnych regulacji. Największym beneficjentem pierwszej, wartej 37 mld euro, transzy wsparcia UE na pokrycie kosztów epidemii były Węgry. Dzięki przekierowaniu przez Brukselę funduszy strukturalnych z obecnej perspektywy finansowej, Węgry otrzymały na walkę z wirusem środki warte 3,9 proc. ich rocznego PKB. Dla porównania, najciężej doświadczone kryzysem Włochy musiały zadowolić się pieniędzmi odpowiadającymi raptem 0,1 proc. ich PKB i ponad dwukrotnie mniejszymi w wartościach absolutnych niż Węgry. W dodatku stało się to dokładnie tego samego dnia, 30 marca, kiedy węgierski parlament przyznał Viktorowi Orbanowi nieograniczoną możliwość rządzenia przy pomocy dekretów. Sytuacja, w której UE kontynuuje wsparcie finansowe dla państw członkowskich bez względu na nawet najbardziej dramatyczne zmiany w ich sytuacji wewnętrznej zaczyna budzić coraz większą krytykę, zwłaszcza w krajach najwięcej łożących na Unijny budżet. Wydarzenia w Polsce (która, nawiasem mówiąc, jest w wartościach absolutnych największym beneficjentem wspomnianej wyżej pomocy unijnej) dostarczają tym głosom dodatkowej amunicji.
Dyskusja nad nowym europejskim funduszem odbudowy, którego projekt przedstawi wkrótce Komisja Europejska, stwarza okazję do nowych uregulowań. Chodzi bowiem o dodatkowe środki, w niebagatelnej wysokości około 1,5 biliona euro (w formie grantów i kredytów), których zasady rozdziału trzeba dopiero ustalić. Mogą one zwiększyć aktualny budżet lub stanowić osobny fundusz, z jakiego wypłacane będą pieniądze. Dostęp do instrumentów unijnej solidarności dla tych, którzy depczą jej prawa oraz demokrację, będzie można ograniczyć w różny sposób: odpowiednio definiując kryteria ekonomiczne, izolując politycznie autokratów albo nawet wprowadzając zasady bezpośrednio dotyczące przestrzegania rządów prawa, np. respektowania orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawach dotyczących podstawowych zasad UE. „Koronadyktatura” Orbana i pocztowe niby-wybory Kaczyńskiego będą miały istotny wpływ na kształt tej dyskusji.