Premier Cameron odwiedził niedawno Moskwę. Nie była to łatwa wizyta. Od 2007 r. nie było żadnego spotkania Władimira Putina z czołowymi brytyjskimi politykami. Jak wiemy, poszło o głupstwo – o byłego agenta KGB, który nagle źle się poczuł w 2006 r., a potem zmarł w szpitalu. Pojawiły się teorie spiskowe głoszące, że został on otruty za pomocą radioaktywnych środków przez wysłanych z Rosji zabójców. Tej absurdalnej teorii uległy same władze brytyjskie, brytyjskie służby i brytyjski wymiar sprawiedliwości. Nic dziwnego, że Władimir Putin się rozgniewał.
Mamy oświecone elity
My na szczęście mamy lepszych przywódców, sprawniejsze służby i doskonały wymiar sprawiedliwości. Mamy też bardziej oświecone elity, które stawią czoła wszelkiej nekrofilii. Tragedia smoleńska nie tylko nie przerwała ani na moment pojednania polsko-rosyjskiego, ale je wzmocniła. Jeszcze nie ostygły szczątki tupolewa, nie dokonano identyfikacji ciał, jeszcze nic nie wiedziano ani o dokładnym czasie, ani o przyczynach katastrofy (co nie przeszkadzało ogłosić, że były cztery próby lądowania, mimo rozpaczliwego oporu sumiennych kontrolerów), a już w pełnym zaufaniu rzucono się w ramiona rosyjskich przyjaciół.
Bronisław Komorowski wręczył odznaczenia dzielnym ratownikom, którzy nikogo nie uratowali i zbyt późno pojawili się na miejscu katastrofy. Nie wiemy, czy wśród odznaczonych był także ten dzielny funkcjonariusz, którego uwieczniła Anita Gargas w swoim filmie, jak łomem zabezpiecza dowody. Drobne incydenty, jak niszczenie wraku, zniknięcie nagrań z wieży kontrolnej, poprawione zeznania kontrolerów, zarekwirowanie polskiej własności, w tym czarnych skrzynek, szczątków samolotu i telefonu satelitarnego prezydenta RP, nie zniweczyły "pojednania". Tylko raport MAK na chwilę nim zachwiał, ale wystarczyło jedno przyjacielskie ostrzeżenie prezydenta Miedwiediewa, by wszystko skończyło się dobrze.
Premier niezainteresowany
Nie przypadkiem ufność, miłość i wiara w dobro człowieka to podstawy filozofii, na której opiera się obecna władza – w przeciwieństwie do IV RP zbudowanej na nienawiści, podejrzeniu i przekonaniu, że ludzie zdolni są także do czynów złych i nikczemnych. Na ufność obozu rządzącego do człowieka, w tym także do rosyjskich władz i służb, Polacy odpowiedzieli nie mniejszym zaufaniem, wybierając na swego prezydenta Bronisława Komorowskiego, a PO ciągle cieszy się silnym poparciem społecznym. I nawet nie trzeba do tego żadnych wyrafinowanych marketingowych manipulacji, tak jak Władimir Putin nie potrzebował żadnych specjalnych zabiegów, by wzbudzić tyle ciepłych uczuć w sercach Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego, Adama Michnika czy Andrzeja Wajdy.
Ostatecznie nie trudno przecież rozszyfrować prawdziwe znaczenia tego, co mówi Donald Tusk. Klucz jest prosty. Jeśli premier mówi: "nie chcę nikogo straszyć", to znaczy, że właśnie straszy. Jeśli mówi: "nie chcę się chwalić", to właśnie się chwali, jeśli deklaruje: "nie chcę się wyzłośliwiać", to znaczy, że zamierza powiedzieć coś złośliwego. I gdy premier twierdzi, że nikt bardziej niż on nie jest zainteresowany tym, by jakąś sprawę wyjaśnić, to znaczy, że w ogóle nie jest tym zainteresowany. Słowa takie padły i po wybuchu afery hazardowej, i po katastrofie w Smoleńsku. Skutek w obu przypadkach był nieprzypadkowo taki sam.