Propozycje rządu są dla nas nie do przyjęcia. Przede wszystkim dlatego, że premier pragnie skupić się wyłącznie na jednym elemencie skomplikowanego systemu emerytalnego, ignorując inne ważne kwestie. Oczywiście sprawa wieku emerytalnego jest istotna, jednak los polskich emerytów zależy także od istnienia warunków, które zachęcają do zatrudnienia. Bardzo ważne są też tempo wzrostu gospodarczego, kwestia wysokości płac i powiązany z warunkami zatrudnienia problem wielkości szarej strefy.
Jednak najważniejszym wskaźnikiem branym pod uwagę w reformie systemu emerytalnego powinien być staż pracy, czyli okres, przez który człowiek płaci składki. Nasza propozycja jest taka, żeby zacząć zmiany od projektu, który uwzględniałby zarazem oba czynniki decydujące o przejściu na emeryturę, czyli ustawowy wiek emerytalny oraz oficjalnie przepracowany czas pracy. Jednym słowem, Polacy przechodziliby na emeryturę albo po osiągnięciu ustawowego wieku, albo bez względu na wiek, ale po przepracowaniu odpowiednio 40 lat – mężczyźni, i 35 lat – kobiety.
Prostacka propozycja rządu
To, co proponuje rząd, czyli branie pod uwagę tylko wieku emerytalnego, bez uwzględnienia wszystkich kontekstów i okoliczności, jest propozycją nie tyle zbyt prostą, ile wręcz prostacką. Nie jest prawdą, że nasz pomysł pozwalałby na jeszcze wcześniejsze przechodzenie na emeryturę niż dzisiaj.
Prawda jest taka, że osiągnięcie 40-letniego stażu pracy to naprawdę wielki wyczyn w sytuacji, w której nie ma pewności zatrudnienia, kiedy ludzie pracują w systemie pracy bezskładkowej, kiedy często znajdują się na przejściowym bezrobociu lub muszą podejmować pracę w szarej strefie. Gdyby porównać nasze propozycje z czasem pracy tych, którzy dzisiaj odchodzą na emeryturę, to okaże się, że zastosowanie naszego systemu właśnie wydłuża czas pracy, a nie go skraca. Dzisiejsi emeryci nie przepracowują wcale 40 lat.
Więcej pracowników, więcej składek
Dlatego naszym zdaniem sam wiek emerytalny powinien zostać utrzymany na poziomie dziś obowiązującym. Reformy powinny iść w zupełnie inną stronę. Powinniśmy skupić się na zachęcaniu ludzi do pracy w systemie składkowym, czyli na zmniejszaniu szarej strefy. Pracownicy muszą być bardziej zdeterminowani w nieprzyjmowaniu ofert pracy, które zmuszają ich do oficjalnego zaniżania swojego wynagrodzenia.
Warto przecież zauważyć, że o sytuacji ekonomicznej ZUS decydują głównie dwa czynniki: liczba ludzi pracujących i wysokość ich płac, co przekłada się właśnie na wysokość ich składek. Im więcej ludzi pracuje i im wyższe płacą składki, tym sytuacja naszego systemu emerytalnego jest lepsza. Dramat zaczyna się wtedy, gdy spada liczba osób pracujących i gdy ci, którzy pracują, ukrywają swoje prawdziwe dochody i odprowadzają zaniżone składki do ZUS. To przede wszystkim z tym należy walczyć i jeżeli rząd chciałby rzeczywiście przedstawić sensowny program reformy emerytalnej, to powinien skoncentrować się właśnie na pomysłach, jak rozwiązać akurat ten problem.
Imigranci zamiast dzieci
Jeżeli zaś chodzi o sprawy demograficzne, to w naszej debacie społecznej pada wiele głosów świadczących o kompletnym niezrozumieniu tych kwestii. Na sprawy rynku pracy należy patrzeć w inny sposób niż tylko przez pryzmat dzietności. Przecież tak naprawdę do kryzysu systemu emerytalnego doprowadzi nas nie to, że będzie się za mało rodziło Polaków, tylko to, że może być za mało osób na rynku pracy. A na rynku pracy mogą być oficjalnie zatrudnieni także nasi sąsiedzi, którzy coraz chętniej przyjeżdżają do nas za chlebem. Dla nich warunki życia w Polsce są jak najbardziej atrakcyjne, a przecież chcą oni u nas pracować legalnie. Trzeba tylko to ułatwić im i pracodawcom chcącym ich zatrudniać. Tak samo jak kiedyś Polacy wyjeżdżali za pracą na Zachód, tak samo dziś to Polska jest tym Zachodem dla obywateli państw biedniejszych.
Dlatego musimy zdać sobie sprawę z tego, że to szara strefa i nieodprowadzanie składek emerytalnych są ważniejszymi problemami niż to, do jakiego wieku mamy według rządu pracować. Tak samo decydująca dla przyszłości naszego systemu emerytalnego nie jest wcale liczba urodzeń, tylko liczba ludzi pracujących legalnie. Co oczywiste, im ich zarobki są wyższe, tym oczywiście lepiej.