Polski student często nie widzi potrzeby posiadania wiedzy jaką serwuje mu uczelnia, ale zmuszony do nabycia dyplomu, startuje do biegu przez przeszkody uczelnianych zaliczeń, egzaminów i regulaminów. Polski student chciałby posiąść konkretne umiejętności, ale nie ma narzędzi by zmusić uczelnię do ich kształcenia.
Wyobraźmy sobie następujące zdarzenie. Supermarket. Klient właśnie odchodzi od kasy, po zapłaceniu za wszystkie zakupy i zrealizowaniu pełnej listy swoich „konsumpcyjnych" potrzeb. Musi jeszcze tylko „dowieźć" koszyk do wyjścia. Jednak w połowie drogi przejście zastępują mu: zastępca kierownika supermarketu, szef działu mięsnego i jedna z kasjerek. Żądają by „obronił listę zakupów", odpowiadając na pytania z zakresu asortymentu jaki wybrał lub jaki był w promocji, z historii wybranego działu supermarketu oraz ze znajomości innych sieci handlowych. W razie porażki zakupy (za jakie już zapłacił) nie mogą być legalnie konsumowane, ale sklep nie zwraca już wydanych pieniędzy. Ponadto klient musi też zapłacić za procedurę „obrony".
Od oceny z „obrony" nie ma „pozasklepowego" odwołania, choć zawsze można zakupy zacząć od nowa albo próbować szczęścia w innym supermarkecie, może nawet w tańszym lub z miłą obsługą, a przede wszystkim bliżej domu. Oczywiście ryzykujemy wtedy, że ów tańszy zostanie pozbawiony prawa sprzedaży, gdy będziemy szli z „nabiału" na „napoje", bo okaże się, że nie zatrudniał minimum kadrowego ekspedientów roznoszących towar na półki. To nic że pozostali ekspedienci uwijali się jak w ukropie, a ci niezatrudnieni i tak zbijali by bąki na zapleczu. Bez odpowiedniego „minimum kadrowego" jakość towaru mogła by przecież ucierpieć. Tak stanowią przepisy, a one są przecież dla podniesienia jakości.
Ewentualnie wariant alternatywny. Między „pieczywem" a „nabiałem", tuż przed finałem na „napojach" i przed kasami, naszemu klientowi drogę zastępują znani nam powyżej „sklepowi aktywiści" – tym razem działający jako „Komisja Dyscyplinarna Wy-działu Napoje" – i skazują go na skreślenie z listy klientów supermarketu za ... zachowanie niegodne klienta. Nie za kradzież – bo od tego są sądy karne, nie za zniszczenie towaru – od tego są sądy cywilne. Nie za naruszenie zasad współżycia społecznego, a właśnie za zachowanie „niegodne klienta supermarketu". Tego konkretnego supermarketu. Polegało ono – zdaniem komisji – na lekceważącym wypowiadaniu się o wystawionym towarze i to w obecności innych klientów, w szczególności poprzez podważania walorów smakowych i odżywczych promowanego właśnie napoju, ocenionego „wyróżniająco" przez Polską Komisję Walki o Jakość przez A(dys)kredytację Towaru. Oczywiście klientowi przysługiwało odwołanie. Rozpoznała je Supermarketowa Odwoławcza Komisja Dyscyplinarna w składzie: kierownik działu warzywa, dwie kasjerki i dwóch innych klientów z „rady współpracy z hipermarketem". „Wyrok" podtrzymano, klient uznał że to jakiś skandal i poszedł do sądu. Ale tu dowiedział się że sąd zbada jedynie prawidłowość procedur wewnątrzmarketowych. Na ocenę „niegodności" nie ma wpływu, pieniądze za nieskonsumowane zakupy przepadły.
Absurd? Ale nie w polskiej uczelni!