Laicki lęk przed obcym

Współczesna lewica coraz bardziej przypomina przedwojennych antysemitów, walczących z wartościami, których nie rozumieli – uważa publicysta

Publikacja: 18.12.2012 18:00

Laicki lęk przed obcym

Foto: Rzeczpospolita

Red

Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niezgodne z prawem rozporządzenie ministra rolnictwa legalizujące tak zwany ubój rytualny w Polsce, po prawie 80 latach temat powrócił na języki. Dziś lewica stara się udowodnić, że ubój rytualny powoduje nadmierne cierpienia zwierząt i jego legalność służyłaby jedynie firmom mięsnym eksportującym mięso do Izraela i krajów arabskich. W dyskusji na ten temat odbija się mentalność współczesnego „postępowego" Europejczyka.

Szechita i halal to odpowiednio żydowska i muzułmańska forma uboju zwierząt, które w praktyce niewiele się od siebie różnią. Polegają one na tym, że zabijane zwierzę musi być podczas uboju świadome, zaś jego zabicie musi nastąpić poprzez jedno cięcie przechodzące przez przełyk i arterie. W wyniku tego zabiegu zwierzę traci świadomość w ciągu kilku–kilkunastu sekund, a śmierć następuje w ciągu kilku minut. Następnie ze zwierzęcia spuszczana jest możliwie cała krew.

Podstawą szechity są fragmenty dwóch biblijnych ksiąg: Księgi Powtórzonego Prawa oraz Księgi Liczb – wskazujące zakaz spożywania krwi zwierząt (krew jako esencja życia) oraz ograniczające możliwość jedzenia mięsa do wyszczególnionych gatunków – a także tradycja ustna, opracowana m.in. w Talmudzie Babilońskim oraz zbiorze prawa żydowskiego „Szulchan Aruch". Z kolei ubój rytualny w islamie wynika z przykazań koranicznych, ujętych w surze Al-Ma'idah. Spożywanie mięsa pochodzącego od zwierząt zabitych w inny sposób jest z zasady niedozwolone zarówno Żydom, jak i muzułmanom – choć w przypadku polskich muzułmanów jeszcze w latach 80. XX wieku wielki mufti Libanu Hassan Chalid wydał fatwę, na podstawie której mogą oni jeść mięso kupowane od chrześcijan, jeśli nie ma możliwości spożywania mięsa będącego halal.

„Zabobon kleru żydowskiego"

Pomysł delegalizacji uboju rytualnego nie jest w Polsce nowy. W dwudziestoleciu międzywojennym postulat ten stanowił jeden z oręży obozu narodowego w walce z „żywiołem żydowskim".

Argumentacja szła kilkoma torami: ubój rytualny miał być niehumanitarny oraz miał zagrażać polskiej gospodarce. Większość udziału w rynku mięsnym mieli Żydzi i poprzez windowanie cen za bardziej kosztowny ubój rytualny (w związku z tym wszyscy mieszkańcy Polski mieli jeść koszerną wołowinę i drób) mieli szkodzić klientom. Mieli również marnować krew oraz skóry, potrzebne dla przemysłu garbarskiego.

Przeciw ubojowi rytualnemu występowała nie tylko endecja. „Ubój rytualny – jest barbarzyństwem zarówno ze względów humanitarnych, jak i higienicznych jest jednym więcej zabobonem, hodowanym przez kler żydowski dla własnych celów w ciemnych zaułkach getta" – pisał w 1935 roku sanacyjny „Kurier Poranny". Nawet w liberalnych „Wiadomościach Literackich" ukazał się reportaż Wandy Melcer, w którym określano koszerne mięso jako pochodzące od „zwierzęcia, które konało w męczarniach (...), które zarżnął brodaty rzezak, szepcząc nad nim rytualne zaklęcia, mięso pełne magicznych właściwości".

Ostatecznie do zakazu uboju rytualnego doprowadziła dwójka posłów sanacyjnego Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem – była socjalistka Janina Prystorowa oraz związany z nacjonalistyczną i antysemicką grupą Jutro Pracy Juliusz Dudziński. Na wniosek rządu w ustawie znalazł się łagodzący zapis zezwalający Ministerstwu Rolnictwa i reform rolnych w drodze rozporządzenia ustalić inne metody uboju dla przedstawicieli wyznań, jednocześnie ograniczając „ilościowo ubój rytualny do faktycznych potrzeb" tych grup ludności.

W obronie „europejskich wartości"

Dziś prym w atakowaniu uboju rytualnego nie wiedzie już polityczna prawica, ale lewica. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, jaka problematyka jest najważniejsza dla współczesnej mainstreamowej lewicy, wtedy nie powinno nas to zbytnio dziwić. Jest to bowiem problematyka kulturowa – pozostawiając na boku kwestie gospodarczo-socjalne, lewica w Polsce walczy o „postęp" w zakresie obyczajowości. Jest w nieco innej sytuacji niż lewica na zachodzie Europy, gdzie staje się ona powoli konserwatorem coraz bardziej laickiej rzeczywistości.

Widać to nie tylko na przykładzie wypłukiwania języka z religijnych sformułowań czy sekowania Kościoła z debaty na tematy etyczne i polityczne, ale także w stosunku do silnych tożsamościowo grup kulturowych i religijnych, takich jak Żydzi i muzułmanie. Przykładowo w czerwcu 2012 roku koloński sąd krajowy uznał obrzezanie chłopców za niezgodne z niemieckim prawem. Dyskusja, która później rozgorzała, była bardzo ostra i często ukazywała antyreligijne nastawienie przeciwników obrzezania – bronili oni rzekomo praw dzieci do samostanowienia, zaliczając obrzezanie do „barbarzyńskich praktyk". I choć ostatecznie Bundestag uchwalił ustawę legalizującą obrzezanie w Niemczech, to przeciw niej głosowało około 100 lewicowych posłów.

Ofensywa „prawicy laickiej"

Także przez Austrię przetoczyła się debata na ten temat, jednak tam lewica spotyka się z poparciem Wolnościowej Partii Austrii. Dziś tego typu prawicowo-populistyczne ugrupowania, w których programach gospodarczy łopatologiczny liberalizm łączy się często z antyislamizmem, idą ramię w ramię z obroną etycznego indyferentyzmu. Partia Wolności agnostyka Geerta Wildersa, która popiera zakaz uboju rytualnego w Holandii, szybko wpasowała się w wolne miejsce po Liście Pima Fortuyna, która oprócz sprzeciwu wobec imigracji wspierała także przywileje dla homoseksualistów i „holenderski styl życia".

Gdy swego czasu rozmawiałem z liderami niemieckiego antyislamskiego stowarzyszenia Pro-Kolonia i zapytałem ich o największy problem z muzułmanami, usłyszałem: „ich podejście do kobiet". Oczywiście traktowanie kobiet przez niektóre odłamy islamu jest co najmniej problematyczne, niemniej wymienianie w pierwszej kolejności argumentu feministycznego świadczy o hierarchii celów takich środowisk.

W zlaicyzowanej Europie pewni swoich przekonań, tradycji i wartości muzułmanie i Żydzi budzą niepokój. Dla Europejczyka niezrozumiałe są takie pojęcia jak „nakaz koraniczny" czy „przymierze z Bogiem". Jawią mu się one jako pozbawione sensu utrudnianie życie. Widzi w nich jedynie barbarzyńskie rytuały. Ale także zagrożenie dla swojej wolności, która jest celem samym w sobie. Stąd lęk przed wierzącym i egzotycznym obcym, czyniącym zamach na „europejskie wartości". W tym kontekście przeciwni ubojowi rytualnemu Robert Biedroń i Magdalena Środa nie różnią się zbytnio od Pima Fortuyna i Geerta Wildersa. Stara, znana ksenofobia wraca w nowej, lewicowo-laickiej odsłonie.

Autor jest politologiem, dziennikarzem „Gościa Niedzielnego"

Czytaj także raport: Spór o ubój rytualny

Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niezgodne z prawem rozporządzenie ministra rolnictwa legalizujące tak zwany ubój rytualny w Polsce, po prawie 80 latach temat powrócił na języki. Dziś lewica stara się udowodnić, że ubój rytualny powoduje nadmierne cierpienia zwierząt i jego legalność służyłaby jedynie firmom mięsnym eksportującym mięso do Izraela i krajów arabskich. W dyskusji na ten temat odbija się mentalność współczesnego „postępowego" Europejczyka.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa