W rozmowie przeprowadzonej z Leszkiem Balcerowiczem opublikowanej w „Rzeczpospolitej" (19 kwietnia 2013 roku) pod znamiennym tytułem „Skok na emerytalne oszczędności" jedno zdanie profesora było w pełni słuszne. Powiedział mianowicie: „Siłą poruszającą ludzi powinna być niezgoda na traktowanie ich jako obiekt łatwej manipulacji". Cała reszta – jest właśnie „manipulacją", która mną poruszyła i skłoniła do napisania tej „niezgody"!
Fundament manipulacji widzę w zdaniu: „W każdym dobrym podręczniku można przeczytać, że mamy dwa różne typy systemów emerytalnych. Repartycyjne, czyli takie, które niczego nie gromadzą, a wpłacane składki są od razu wypłacane w formie emerytur i rent, oraz kapitałowe, gdzie pieniądze są odkładane i inwestowane na późniejsze emerytury ludzi, którzy mają konta emerytalne".
Pieniądze „nasze" i „moje"
Otóż sądzę, że w „każdym dobrym podręczniku" można znaleźć inny podział. Mianowicie na systemy emerytalne oparte na solidaryzmie społecznym i systemy indywidualnego oszczędzania na swoją emeryturę. W tych pierwszych gromadzone pieniądze są NASZE. Godzimy się na to, że nie są dziedziczone, i jeżeli umrzemy, nie doczekawszy emerytury – oczywiście (z definicji) dożywotniej – wówczas z tych pieniędzy korzystają inni. Jeżeli żyjemy długo i suma zgromadzonych oszczędności nie pokrywa sumarycznej kwoty pobranej emerytury – wówczas niedobór pokrywają inni.
Skok na emerytalne oszczędności gromadzone w ZUS był patologią i nieprzyzwoitością
W tego rodzaju systemie – zależnie od proporcji między wysokością wypłacanych świadczeń a wysokością gromadzonych składek – suma wpływów i wydatków może być zrównoważona. Może też występować niedobór środków – pokrywany głównie z budżetu. Gdyby wystąpiła nadwyżka, wówczas pojawiłaby się możliwość jej inwestowania w celu zasilenia NASZEJ wspólnej kasy ewentualnym zyskiem.