Jednym ze sztandarowych argumentów zwolenników ratyfikacji feministycznej konwencji o zapobieganiu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej jest forsowanie tezy o zgodności dokumentu Rady Europy z polskim porządkiem konstytucyjnym. Jednakże zarówno lektura samej konwencji, jak i dokumentów przedłożonych w procesie ratyfikacji skłaniają do wprost przeciwnych wniosków.
Kontrast ten, jeśli nie ma świadczyć o wyjątkowym dyletanctwie, z jakim przygotowywano proces ratyfikacji, to musi świadczyć o braku czystych intencji osób odpowiedzialnych za proces podpisywania i ratyfikowania konwencji. Jednocześnie wyraźnie widać, że środowiska forsujące ratyfikację lekceważą porządek konstytucyjny w imię żywionych przez nich ideologicznych założeń wątpliwej proweniencji.
W interesie transseksualistów
Jeszcze w 2012 r. MSZ podkreślało istnienie zasadniczej sprzeczności pomiędzy konwencją a polską konstytucją i ufundowanym na niej porządkiem publicznym. Komentując przebieg procesu powstawania konwencji, przedstawiający marszałkowi Sejmu stanowisko MSZ zajęte w związku z interpelacją 392, wiceminister Jan Borkowski wskazywał, że wiele państw zgłosiło uwagi i propozycje poprawek do tekstu, które rzadko były uwzględniane. W efekcie sekretarz stanu w MSZ podkreślał, że „szereg państw nie było zadowolonych z tekstu Konwencji, który nie był negocjowany w duchu osiągnięcia jak najszerszego konsensusu". Tymczasem feministki zaklinają rzeczywistość, twierdząc, jakoby konwencja była dokumentem kompromisowym.
Państwa biorące udział w negocjacjach często nie były z ich efektów zadowolone. Inaczej niż międzynarodowe lobby homoseksualne. W 2009 r. pod naciskiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek (ILGA) wprowadzono do konwencji istotne zmiany, w wyniku których płeć pozbawiono jakiegokolwiek odniesienia do jej wymiaru biologicznego, czyniąc konwencję poręcznym instrumentem realizacji interesów transseksualistów. Istotnym modyfikacjom poddano też samo rozumienie przemocy. O ile w jej pierwotnym brzmieniu mowa była o „genderowym rozumieniu przemocy wobec kobiet" jako jednym ze sposobów pojmowania tego zjawiska, o tyle w ostatecznym brzmieniu ta ideologiczna perspektywa stała się jedynie słusznym, odgórnie zadekretowanym stanowiskiem.
Tymczasem wszystkie zaproponowane przez polską delegację zmiany, podobnie jak wiele zmian postulowanych przez inne kraje, zostały zignorowane. Jeden z nich dotyczył m.in. art. 53 konwencji, który MSZ wprost uznało za „niezgodny z podstawowymi zasadami porządku prawnego obowiązującego w Rzeczypospolitej Polskiej". W przedłożonym Sejmowi uzasadnieniu projektu ustawy ratyfikacyjnej zapowiedziano dokonanie zmian, które mają dostosować prawo polskie do treści art. 53 konwencji, nie wspomniano jednak nic o tym, że zmiany takie byłyby sprzeczne z konstytucją.