Jacek Dubois: Za które grzechy?

Sprawa uchylenia immunitetu Jarosławowi Kaczyńskiemu prowadzi do smutnej konstatacji, że wprawdzie można bezkarnie niszczyć państwo, ale pod żadnym pozorem nie wolno zabierać nikomu wieńców.

Publikacja: 18.12.2024 05:40

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński

Foto: Radek Pietruszka/PAP

Sejm zdecydował o uchyleniu immunitetu Jarosławowi Kaczyńskiemu, co, jak sądzę, wśród krytyków państwa PiS wzbudziło spory entuzjazm. Spójrzmy jednak na to z dystansu: człowiek ten był niekwestionowanym twórcą systemu działającego przez osiem lat i polegającego na sprywatyzowaniu struktur państwa dla potrzeb rządzącej partii i jej liderów. Too przejawiało się obsadzaniem stanowisk państwowych osobami deklarującymi określone poglądy, tworzeniem prawa z naruszeniem konstytucji na potrzeby partii i jej liderów, wykorzystywaniem zasobów finansowych państwa do prywatnych celów oraz wygrywaniem wyborów przy wykorzystywaniu pieniędzy państwa i jego instytucji.

Mafia niejedno ma imię

Ta praktyka była tak powszechnie znana, że gdy profesor Wojciech Sadurski nazwał ówczesną strukturę władzy państwem mafijnym, został uniewinniony w procesie o zniesławienie między innymi dlatego, że udało mu się wykazać, ze działania tamtej władzy są zbliżone do struktury mafijnej. Potem to określenie weszło już na stałe do języka politycznego i publicystycznego. Równolegle mówiono o stworzeniu państwa autorytarnego opartego na przywództwie jednostki, bo właśnie tak należy określać państwo, w którym władza działa poza realnym systemem kontroli zgodnie z wolą osoby, która niekoniecznie musi w jego strukturze pełnić jakąkolwiek funkcję.

Czytaj więcej

Koniec politycznych immunitetów? Trzeba wziąć pod uwagę kulturę polityczną i prawną

Rozliczenie wskazanych nadużyć było jednym z najistotniejszych elementów kampanii wyborczej opozycji, ponieważ wolą społeczną było ukaranie winnych i zapobieżenie podobnym sytuacjom w przyszłości. Historycznie losy osób nadużywających władzy były bardzo różne. Niektórych, jak choćby funkcjonariuszy partyjnych naszego państwa komunistycznego, nie spotkała żadna odpowiedzialność, innych, jak chociażby Nicolae Ceaucescu dotknęły kary najsurowsze. Jeszcze inni, którym dzięki panującej zmowie milczenia nie można było dowieść odpowiedzialności za formułowane przez opinię publiczną zarzuty ponosili odpowiedzialność za czyny uboczne, jak choćby za nadużycia podatkowe.

Powyborczym oczekiwaniem społecznym było, aby Jarosław Kaczyński w jakiejkolwiek formie zmierzył się z zarzutami dotyczącymi faktycznego zarządzania strukturą wykorzystującą państwo do własnych celów. Uchylenie immunitetu dotyczy jednak nie owego niszczenia państwa, tylko awantury związanej ze składaniem kwiatów w czasie miesięcznicy smoleńskiej.

To zaś przypomina, niepowstałą z uwagi na przedwczesną śmierć reżysera Stanisława Barei komedię, gdy z wielkiej chmury w postaci systemowego rozliczenia nielegalnie działającej struktury powstaje mały deszcz, czyli postawienie najważniejszej przez lata osobie w państwie zarzutów o awanturę kwiatową.

To zaś prowadzi do smutnej konstatacji, że wprawdzie można bezkarnie niszczyć państwo, ale pod żadnym pozorem nie można zabierać nikomu wieńców.

Witamy, witamy...

Równolegle do opinii publicznej przebiła się informacja, że Zbigniew Ziobro wraca do polityki. Jego nieobecność oficjalnie tłumaczona była chorobą, ale dopatrywano się również, drugiej przyczyny, czyli strachu przed ewentualną odpowiedzialnością za czyny z okresu sprawowania przez niego władzy. Trudno nie uznać tej teorii za prawdopodobną, bo ówczesne państwo PiS skonstruowane było na wzór państwa lennego: funkcjonariuszom partyjnym lub koalicjantom oddawano lenna w postaci instytucji państwowych.

W partii Ziobry takim lennem było Ministerstwo Sprawiedliwości, zaś z zeznań małego świadka koronnego Tomasza Mraza wynika, że elita partyjna czerpała z tego lenna garściami. Struktura ówczesnego państwa mogła działać tylko przy istnieniu prokuratury niedostrzegającej tego, czego nie wolno jej było zobaczyć, i z tego zadania ówczesny prokurator generalny ze swoim zespołem wywiązywał się doskonale. Dlatego jedną z obietnic wyborczych było nie tylko powrócenie do spraw, w których prokuratura nie dostrzegała łamania prawa. Te naruszenia byłyby dostrzegalne nawet dla Juranda ze Spychowa, ale były niewidoczne dla urzędu prokuratorskiego, tak jak mechanizmy i osoby, dzięki którym tak się działo.

Dotychczas jednak nie ujawniono ani tych mechanizmów, ani osób w nim uczestniczących. Co więcej, ówczesny prokurator krajowy Bogdan Święczkowski powołany został na prezesa Trybunału Konstytucyjnego, co powinno skutkować zbiorowym seppuku satyryków politycznych, bo już nic bardziej tragikomicznego poza kanonizacją ówczesnego prokuratora generalnego nie dałoby się wymyślić.

Wracając do meritum, to osoby odpowiedzialne za największe niegodziwości ówczesnej prokuratury cieszą się nadal świetnym zawodowym zdrowiem, wykonując swoje obowiązki. Przez osiem lat prokuratura była kształtowana przez jej szefa na jego wzór i podobieństwo i ani jeden z elementów tego systemu nie został trwale wyeliminowany.

Państwo nie potrafiło

Pytanie zatem, czy powrót polityka, który stworzył strukturę umożliwiającą odchodzenie od państwa prawa, wynika z przeświadczenia, że stworzony przez niego system jest na tyle mocny, by on był już bezpieczny, czy też wynika z obawy, że system pęka, a powrót do polityki jest próbą jego załatania. Niezależnie od odpowiedzi, zapowiedź powrotu do polityki osoby, która przez tyle lat naruszała standardy prawa, stanie się testem na skuteczność demokratycznego państwa pokazującym, czy potrafi ono obronić obywateli przed kolejnymi zagrożeniami. Paradoks polega na tym, że ten test państwo będzie zdawać za pomocą prokuratury stworzonej przez tego, przed którym powinno nas teraz chronić, bo owo demokratyczne państwo samo nie potrafiło zmienić prokuratury na taką, która odpowiadałyby deklarowanym przez nie standardom.

Autor jest adwokatem, sędzią Trybunału Stanu

Sejm zdecydował o uchyleniu immunitetu Jarosławowi Kaczyńskiemu, co, jak sądzę, wśród krytyków państwa PiS wzbudziło spory entuzjazm. Spójrzmy jednak na to z dystansu: człowiek ten był niekwestionowanym twórcą systemu działającego przez osiem lat i polegającego na sprywatyzowaniu struktur państwa dla potrzeb rządzącej partii i jej liderów. Too przejawiało się obsadzaniem stanowisk państwowych osobami deklarującymi określone poglądy, tworzeniem prawa z naruszeniem konstytucji na potrzeby partii i jej liderów, wykorzystywaniem zasobów finansowych państwa do prywatnych celów oraz wygrywaniem wyborów przy wykorzystywaniu pieniędzy państwa i jego instytucji.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Ostrożnie z tym mobbingiem
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Rzecz o prawie
Jarosław Gwizdak: Sądowe podróże kształcą
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Szukając lidera
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Nie mylić kancelarii z cyrkiem
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Rzecz o prawie
Paweł Rygiel, Andrzej Kadzik: Dialog receptą na kryzys
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego