Zbigniew Stonoga opublikował akta afery taśmowej w pierwszą rocznicę ujawnienia nagrań z restauracji Sowa & Przyjaciele. Wiedział, że ugodzi Platformę Obywatelską w czuły punkt. Obecne kłopoty PO zaczęły się bowiem rok temu, gdy ówczesny premier Donald Tusk postanowił zamieść aferę pod dywan. Ta sztuka raz już mu się udała – przy okazji afery hazardowej. Przed rokiem mogło się wydawać, że Tusk powtórzył manewr z sukcesem. A jednak kłopotliwa sprawa wróciła i uderzyła w Platformę nieporównanie słabszą, bo ogłuszoną klęską Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich. Nic dziwnego, że nowa odsłona skandalu dodatkowo wyjaskrawiła problemy Platformy.
Na niemal wszystkie kłopoty ciężko zapracował Donald Tusk. I to do niego z pretensjami powinni się zgłosić politycy PO. „W Polsce została po nim spalona ziemia" – pisze o szefie Rady Europejskiej nawet życzliwa mu „Gazeta Wyborcza". To jednak kibicujące Platformie media, trzymające nad tą partią parasol ochronny, pozwoliły narastać wielu patologicznym procesom i per saldo zaszkodziły PO.
Niedotrzymana obietnica
„Przykra sprawa, nie lekceważę jej" – tak brzmiał pierwszy tweet Tuska po wybuchu afery taśmowej. Czas wykazał, że nie były to słowa serio. Ówczesny premier uznał aferę za problem wizerunkowy, a nie skandal, który należy dogłębnie wyjaśnić ze względu na bezpieczeństwo państwa.
Uznano więc, że problemem jest samo nagranie i opublikowanie rozmów, a nie ich treść. To dlatego ABW na zlecenie prokuratury dokonało desantu na redakcję „Wprost", a agenci służb wyrywali laptop z rąk ówczesnego redaktora naczelnego pisma Sylwestra Latkowskiego. Czołowi politycy PO z Radosławem Sikorskim na czele ogłaszali z marsowymi minami, że są ofiarami przestępstwa i próby zamachu stanu, unikając w ten sposób komentowania treści bulwersujących rozmów.
Tusk ubolewał wprawdzie nad ich stylem, ale nie widział w nich nic sprzecznego z prawem. Bartłomiej Sienkiewicz, mimo oczywistej kompromitacji, pozostał na stanowisku szefa MSW. Finałem było efektowne wystąpienie Donalda Tuska w Sejmie, gdzie wezwał posłów do jedności wobec próby zamachu stanu i aluzyjnie pytał, jakim alfabetem pisany był scenariusz intrygi. Wrażeniu, że nawet PSL-owski koalicjant traktuje sprawę poważnie, służyła deklaracja wicepremiera Janusza Piechocińskiego. Zapewnił on wtedy, że jeśli sprawa nie zostanie wyjaśniona do końca wakacji, to jego partia opuszcza koalicję.