, joanna potocka
Apologia, jaką Katarzyna Batko-Tołuć oraz Borys Bura wygłosili na cześć Adama Bodnara, wymaga pewnego komentarza. Przedstawiony na łamach „Rzeczpospolitej" przez działaczy Sieci Obywatelskiej – Watchdog Polska pean stanowi polemikę z tekstami zarzucającymi kandydatowi na urząd rzecznika praw obywatelskich daleko idące zaangażowanie ideologiczne.
Autorzy tej apologii forsują narrację o „umiarkowanym", „bezpartyjnym fachowcu", „specjaliście od praw człowieka" i „kandydacie obywatelskim". Popierać go mają organizacje o zróżnicowanym profilu i konkurujących interesach, ale za to wyjątkowo zgodne w zachwycie nad jego kandydaturą. Katarzyna Batko-Tołuć oraz Borys Bura podkreślają jednocześnie skuteczność pretendenta na urząd RPO i jego osiągnięcia. Zanim jednak ulegniemy tej apologetycznej perswazji, warto uwzględnić kilka dodatkowych okoliczności.
Kandydat obywatelski...
Rozwój organizacji obywatelskich jest zjawiskiem jednoznacznie pozytywnym. Jednakże niekiedy odnieść można wrażenie, że grupa tych samych osób bywa zaangażowana działalność wielu organizacji w różnych konfiguracjach. W efekcie kolejne szyldy nie muszą oznaczać zaangażowania nowych podmiotów, ale stanowią często permutację w obrębie jednego środowiska. Nie ma w tym nic złego, choć wątpliwości pojawiają się wówczas, gdy długa lista nazw organizacji zaczyna być traktowana jako wyraz, rzekomo powszechnego, poparcia społecznego. Znane są tego typu przypadki.
Wystarczy wspomnieć kontrowersyjny projekt ustawy zaostrzającej polskie prawo antydyskryminacyjne. Projekt ten (słynny druk 1051), podobnie jak kandydatura Adama Bodnara na funkcję ombudsmana, jest popierany przez szeroką i pluralistyczną koalicję około 40 organizacji pozarządowych, wśród nich również współkierowaną przez Bodnara Fundację Helsińską. Poparcie organizacji społecznych służyć miało jednak głównie maskowaniu faktu, że głęboko ingerujący w wolności obywatelskie projekt nie był poddany prawdziwym konsultacjom społecznym, a poparcie go w pierwszym czytaniu przez koalicję PO i lewicy wywołało ogromną falę protestów. Wybuchły one, gdy społeczeństwo zorientowało się, że zachwalana przez obrońców praw człowieka intensywniejsza ochrona przed dyskryminacją będzie oznaczać ograniczenia wolności słowa i wolności gospodarczej oraz de facto uprzywilejowywać wąskie, acz mające wyraźną skłonność do sądowego pieniactwa, subkultury.