Aleksander Hall: Refleksje po siedmiu miesiącach rządów koalicji

Po siedmiu miesiącach rządów koalicji 15 października jest już oczywiste, że PSL jest jedynym ugrupowaniem tej koalicji, z którym mogą wiązać nadzieje wyborcy o poglądach prawicowych, centroprawicowych i konserwatywnych, ale zarazem przeciwnych powrotowi PiS-u do władzy i przekonanych o tym, że polską racją stanu jest umacnianie Unii Europejskiej.

Publikacja: 17.07.2024 04:30

Aleksander Hall: Refleksje po siedmiu miesiącach rządów koalicji

Foto: PAP/Piotr Nowak

 Wspólną zasługą koalicji jest głęboka zmiana naszej polityki europejskiej i zakończenie szkodliwego konfliktu Polski z instytucjami europejskimi. Przywracanie porządku konstytucyjnego i porządkowanie wymiaru sprawiedliwości odbywa się mozolnie i nie bez potknięć wynikających z chaosu prawnego pozostawionego przez poprzedników i oporu prezydenta. Kierunek zmian jest jednak właściwie wytyczony.

Niechęć do zerwania z polityką PiS?

Natomiast nie widać całościowej wizji gospodarczego rozwoju Polski, a zwłaszcza naprawy finansów publicznych, co wymagałoby racjonalizacji wydatków. Wydaje się, że rząd w tych kwestiach nie ma odwagi zerwania z polityką PiS-u, której ważnym elementem było pozyskiwanie wyborców poprzez składanie im obietnic finansowych i transferów socjalnych.

Czytaj więcej

Marek Migalski: Uwiedzeni przez nową władzę

W trakcie dotychczasowych rządów nie przybliżyliśmy się ani o krok do pojednania Polaków i odbudowania narodowej wspólnoty. A przecież ta zapowiedź stanowiła nie tylko rdzeń wyborczego przesłania Trzeciej Drogi, ale także znajdowała się w „przysiędze” Donalda Tuska złożonej 4 czerwca 2023 roku na zakończenie warszawskiego marszu, zorganizowanego przez Platformę Obywatelską. Lider PO zobowiązał się w niej również do rozliczenia rządzących za wyrządzone zło, ale pomiędzy tymi dwoma zobowiązaniami nie było sprzeczności. Naruszanie konstytucji i prawa przez rządzących nie mogą pozostawać bezkarne. Zapowiedź „pojednania Polaków” składana przez przyszłego premiera nie była więc ofertą polityczną składaną kierownictwu Prawa i Sprawiedliwości i Suwerennej Polski, ale – aby miała sens – musiała być adresowana także do tych Polaków, którzy nie popierali Koalicji Obywatelskiej i ugrupowań, które zapowiadały utworzenie z nią koalicji po wyborach. Jej adresatami byli więc wyborcy PiS-u i Konfederacji.

Brak propozycji dla wyborców konserwatywnych

Pozycja Jarosława Kaczyńskiego w jego partii wyraźnie osłabła. W PiS-ie ujawniły się konflikty wewnętrzne, nagłośnione zostały nadużycia władzy polityków Suwerennej Polski, niektórym postawiono zarzuty prokuratorskie. A jednak tegoroczne wybory samorządowe i do Parlamentu Europejskiego pokazały, że poparcie dla PiS-u pozostaje na wysokim poziomie, a w świetle wyników tych ostatnich wyborów PiS w koalicji z Konfederacją mógłby powrócić do władzy w następnych wyborach parlamentarnych.

Czytaj więcej

Krajobraz po burzy w małopolskim sejmiku

Koalicja Obywatelska poprawiła swe notowania, ale stało się to kosztem jej koalicjantów, a nie PiS-u. Nie dokonało się także zauważalne przesunięcie poparcia wyborców PiS-u w kierunku Trzeciej Drogi.

Dlaczego pomimo wewnętrznych kryzysów i ujawnianych skandali PiS zachowuje wierność swych wyborców, zwłaszcza że z publicznych mediów dawno już nie płynie pisowska propaganda, a przedstawiany w nich wizerunek ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego jest wyraźnie negatywny?

Moim zdaniem bardzo ważną przyczyną tego stanu jest brak propozycji ze strony premiera Donalda Tuska, jego ugrupowania i oczywiście Nowej Lewicy w sprawach światopoglądowych, kulturowych i obyczajowych skierowanej do Polaków o przekonaniach konserwatywnych i tradycjonalistycznych oraz forsowanie kulturowej oferty lewicy. Hasło „szczęśliwej Polski już czas” powtarzane przez polityków Koalicji Obywatelskiej podczas kampanii wyborczej i już po przejęciu władzy najwidoczniej oznaczało wizję społeczeństwa urządzonego według ich wyobrażeń, które nie tylko są niezgodne z przekonaniami zwolenników obecnej opozycji, ale także bardzo wielu Polaków, którzy 15 października zeszłego roku głosowali przeciwko kontynuowaniu rządów PiS-u. Byli wśród nich liczni katolicy oburzeni dzieleniem społeczeństwa przez obóz Jarosława Kaczyńskiego, jego antyeuropejską polityką i naruszaniem konstytucji, ale wcale nie zainteresowani realizacją lewicowo-liberalnej wizji społeczeństwa i kultury. Premier Donald Tusk zdaje się o tym nie pamiętać albo ten fakt lekceważyć.

Czytaj więcej

Najnowszy sondaż "Rzeczpospolitej": Polacy nie chcą płacić więcej ministrom

PSL pokazało, że rzeczywiście szanuje wolność sumienia

Dobrą ilustracją tej tendencji była reakcja na odrzucenie przez Sejm projektu ustawy o dekryminalizacji aborcji forsowanej przez Lewicę. Nie zdziwiłem się, że KO wprowadziła w tej sprawie dyscyplinę klubową, bo Donald Tusk zapowiadał przed wyborami, że „nie wpuści na listy” osób, które nie poprą radykalnej liberalizacji prawa antyaborcyjnego. Nie zmienia to mojej oceny, że wprowadzanie dyscypliny w sprawach sumienia jest miarą tego, jak bardzo w złym kierunku poszła ewolucja PO w kwestiach światopoglądowych i poszanowania autonomii ludzkiego sumienia. Hipokryzją jest uzasadnianie ustawodawstwa ograniczającego aborcję, ale przecież przewidującymi okoliczności, w których jest dopuszczalna, prawami człowieka, gdyż obrona życia ludzkiego rozwijającego się w łonie matki jest najbardziej oczywista właśnie na gruncie praw człowieka, bez potrzeby odwoływania się do argumentów religijnych.

Niestety obawiam się po pierwszej reakcji premiera i zapowiedziach polityków Nowej Lewicy, że nie uznają swej porażki w tym głosowaniu, światopoglądowy spór będzie w Polsce narastał, a nie zmierzał do deeskalacji, czemu miały służyć propozycje Trzeciej Drogi przewidujące powrót do kompromisu aborcyjnego z 1993 roku.

Ostanie głosowanie sejmowe w sprawie aborcji pokazało także, że jedyną siłą polityczną w rządzącej koalicji, na którą mogą liczyć zwolennicy ochrony życia od poczęcia jest PSL. Partia ta pokazała, że rzeczywiście szanuje wolność sumienia swych posłów, ale także tendencję, która w niej zdecydowanie dominuje w tej kwestii.

W przesłaniu Koalicji Obywatelskiej, a zwłaszcza Nowej Lewicy w kwestiach ideowych, historycznych i kulturowych nie brakuje poczynań, które muszą razić, a nawet oburzać nie tylko Polaków o poglądach prawicowych, ale także centrowych i umiarkowanych.

Polityka historyczna powinna szanować różne tradycje

Najbardziej spektakularny charakter miała decyzja Rafała Trzaskowskiego, prezydenta Warszawy, zakazująca eksponowania symboli religijnych w urzędach miejskich. W polskich warunkach chodzi oczywiście przede wszystkim o krzyże. Trzaskowski uzasadniał ją potrzebą zachowania neutralności urzędu. Profesor James Weiler, amerykański prawnik i praktykujący Żyd, na łamach „Rzeczpospolitej” przekonująco wykazał, że w tej sprawie chodzi o pozorną neutralność. Dlaczego w Polsce ma być naśladowany model rozdziału państwa i kościołów przyjęty we Francji na początku XX wieku po długotrwałych zmaganiach republikańskich spadkobierców rewolucji z Kościołem? W wielu krajach Zachodu krzyże znajdują się w budynkach publicznych i jakoś w nich nie przeszkadzają. Rafał Trzaskowski jest nie tylko prezydentem stolicy, ale wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej i wielce prawdopodobnym kandydatem KO na prezydenta Polski. Jego profil ideowy wiele mówi o preferencjach tego ugrupowania i z całą pewnością jest trudny do zaakceptowania przez wielu katolików.

Decyzją o innej wadze, ale także symboliczną, było mianowanie profesora Adama Leszczyńskiego na stanowisko dyrektora Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. R. Dmowskiego i I. Paderewskiego przez poprzedniego ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza. Nie kwestionuję naukowych kwalifikacji tego historyka, który jest także publicystą o wyrazistych lewicowych poglądach. Wiadomo jednak, że ma zdecydowanie wrogi stosunek do Dmowskiego i tradycji narodowo-demokratycznej. Czy Ignacy Paderewski i Roman Dmowski, którzy w imieniu Polski podpisali traktat wersalski, który był wielkim sukcesem naszego kraju, nie zasługują na to, aby instytut ich imienia był kierowany przez osobę doceniającą ich dorobek.

Jeszcze inną sprawą była atak przeprowadzony przez media sympatyzujące z KO i lewicą na wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza, prezesa PSL, gdy zdecydowanie upomniał się o przywrócenie w na wystawie głównej w Muzeum II Wojny Światowej postaci rotmistrza Pileckiego, ojca Kolbe i rodziny Ulmów. „Gazeta Wyborcza” zatytułowała wywiad z profesorem Pawłem Machcewiczem, twórcą oryginalnej wersji wystawy stałej w tym muzeum, „Minister wchodzi w buty po PiS”, zresztą dobrze oddający poglądy profesora. Kibicowałem profesorowi Machcewiczowi, gdy jego dzieło było atakowane przez PiS. Rozumiem, że ma poczucie krzywdy, gdyż został usunięty przez ministra Glińskiego ze stanowiska dyrektora Muzeum II Wojny Światowej za pomocą triku. Powinien jednak rozumieć, że w ostatnim czasie w przestrzeni publicznej nastąpiło zbyt wiele wydarzeń, które przez znaczną część społeczeństwa zostały odebrane jako prowokacje wobec ich przekonań i obrazę wyznawanych przez nich wartości.

Polityka historyczna powinna szanować różne tradycje i zmierzać do tego, by Polacy łączyli się wokół patriotycznych ideałów, a nie służyła wyrównywaniu politycznych rachunków. O to upomniał się Kosiniak-Kamysz i miał rację. Dobrze, że w tej sprawie poparł go premier Tusk.

Lider PSL ma ważną misję do wypełnienia

Interwencję prezesa PSL można też odczytać jako sygnał alarmowy. W sferze najszerzej rozumianej kultury, pod jeszcze niedługo trwającymi rządami koalicji zwycięskiej koalicji, nastąpiło stanowczo zbyt wiele posunięć utrudniających przywracanie poczucia wspólnoty Polaków i pogłębiających podziały już istniejące. To zjawisko powinno niepokoić świadomych obywateli, ale szczególnie Kosiniaka-Kamysz, jednego z liderów Trzeciej Drogi, która zapowiadała odbudowanie wspólnoty narodowej, a zarazem polityka odpowiedzialnego za zewnętrzne bezpieczeństwo państwa, znajdującego się w trudnej sytuacji międzynarodowej. Jest przecież sprawą oczywistą, że głęboko podzielony naród jest słabszy wobec zewnętrznych zagrożeń.

Pojednaniu narodowego nie służą nie tylko liderzy PiS-u, ale także wpływowi lewicowi politycy, znajdujący się nie tylko w Nowej Lewicy, ale także w Koalicji Obywatelskiej. Obie strony wyobrażają je sobie tylko jako dokonane na ich warunkach, w tym przyjęciu ich wizji historii. Warto pamiętać, co kilka lat temu liderzy Nowej Lewicy wygadywali o papieżu Janie Pawle II i powojennym podziemiu niepodległościowym. Były to nie tylko wypowiedzi dzielące Polaków, ale niezgodne z prawdą historyczną.

PSL i jego lider mają więc bardzo ważną misję do wypełnienia, ale jest ona trudna, szczególnie że Polska 2050, a więc polityczny sojusznik z Trzeciej Drogi, coraz bardziej upodabnia się do Platformy Obywatelskiej.

 Wspólną zasługą koalicji jest głęboka zmiana naszej polityki europejskiej i zakończenie szkodliwego konfliktu Polski z instytucjami europejskimi. Przywracanie porządku konstytucyjnego i porządkowanie wymiaru sprawiedliwości odbywa się mozolnie i nie bez potknięć wynikających z chaosu prawnego pozostawionego przez poprzedników i oporu prezydenta. Kierunek zmian jest jednak właściwie wytyczony.

Niechęć do zerwania z polityką PiS?

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: IPN za rządów PiS jak polityczny łup
Materiał Promocyjny
Bezpiecznik ekosystemu OZE
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Zostanie nam pucowanie luf flanelą
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Koziej: Jak powinna wyglądać nowa strategia bezpieczeństwa
Opinie polityczno - społeczne
Nizinkiewicz: Największy problem, z jakim rząd Tuska zmierzy się po wakacjach
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Efekt Stanowskiego