Efektem wojny rosyjsko-ukraińskiej i wysiłków na rzecz federalizacji Unii Europejskiej będzie ukształtowanie nowej sytuacji geopolitycznej na kontynencie. Jakie miejsce zajmie tu Polska? Jak będzie wyglądała nowa geopolityczna hierarchia? Co należy uczynić, żeby wywalczyć dla nas lepsze miejsce?
Opcja kontynentalna
Roman Dmowski przed I wojną światową pisał: „Niemcy nauczyli się wierzyć w bezgraniczną głupotę Polaków, a licząc też i na podłość niektórych, są więc przekonani, że znajdą się u nas tacy, którzy im w osiągnięciu tego celu pomogą”. Mniej więcej dekadę później lider narodowej demokracji dodawał: „W najważniejszym dla losów naszej ojczyzny dwuwiekowym okresie dziejów rosyjskich, który się zaczął od Piotra Wielkiego, a zakończył w wojnie 1914–1918 r., bezwład polityczny i upadek myśli państwowej w Polsce sprawił, żeśmy w stosunku do Rosji umieli się zdobywać tylko na odruchy, które, jeżeli służyły jakimś celom, to nie naszym”. W efekcie „myśl nasza nie mężniała, nie hartowała się, nie pogłębiała; przeciwnie, wyrodniała i coraz bardziej dziecinniała, nasz stosunek do Rosji stawał się coraz bardziej bezmyślnym i coraz bardziej upokarzającym”.
Czy po 1989 r., a szczególnie od chwili ukształtowania się prawie 20 lat temu partyjnego duopolu PiS–PO, coś się zmieniło w stosunku Polski do jej dwóch największych sąsiadów: Rosji i Niemiec? Jakie znaczenie w tych relacjach odgrywają Stany Zjednoczone, a ostatnio także Ukraina?
Okres rządów koalicji PO–PSL, funkcjonującej w latach 2007–2014 z Donaldem Tuskiem jako premierem, był próbą realizacji opcji kontynentalnej w polskiej polityce zagranicznej. Reset w stosunkach między Polską a Rosją, czyniony w dużym stopniu na życzenie Niemiec, miał doprowadzić do konsolidacji osi Berlin–Moskwa, czego z kolei skutkiem byłoby wypchnięcie Stanów Zjednoczonych z Europy. Polska w tym nowym układzie geopolitycznym stawałaby się niekonfliktowym pomostem między Niemcami a Rosją, zaś Ukraina nie odgrywałaby większego znaczenia, pozostając poza strukturami euroatlantyckimi, powiązana z Rosją.
W zamierzeniu Niemiec opcja kontynentalna miała doprowadzić w ciągu gdzieś ćwierć wieku do tego, że będąc czołowym państwem w ramach UE, spróbowałyby one, korzystając ze swojej siły gospodarczej, zdominować Rosję, co miałoby uczynić z nich jedno z mocarstw w ramach przyszłego globalnego kwartetu: USA–Chiny–Indie–Niemcy. Berlinowi zapewne nie chodziłoby o to, żeby być sojusznikiem Waszyngtonu czy Pekinu, lecz raczej, na wzór Indii, stać się rodzajem tzw. wing state, potęgi równoważącej znaczenie USA czy Chin. Moskwa natomiast sądziła, że w przyszłości to nie jedynie gospodarka będzie decydowała o pozycji w systemie międzynarodowym, istotną rolę będzie odgrywała siła militarna, a tej, jak wiadomo, Niemcy nie posiadają i nic nie wskazuje, żeby miało się to zmienić.