W sierpniu szef MON Mariusz Błaszczak zapowiedział, że w odpowiedzi na rozlokowanie żołnierzy Grupy Wagnera na Białorusi wysyła na granicę dodatkowych żołnierzy – wspomniał o 10 tys., w tym 4 tys. bezpośrednio przy tzw. pasku. Zadanie to miało wykonać Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, które w ramach operacji RENGAW (czytane wspak Wagner) utworzyło Wojskowe Zgrupowanie Zadaniowe Podlasie.
Mniej więcej w tym samym czasie PiS ponownie zaczął eksponować narrację związaną z zagrożeniem ze strony migrantów i zaproponował pytania referendalne związane z rzekomą relokacją imigrantów i likwidacją bariery na granicy. Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, że wysłanie wojska na granicę było pomysłem, który spece od PR podsunęli szefowi MON, aby ją wzmocnić, poprzez stopniowanie zagrożenia.
Polska nie jest w stanie wysłać na granicę kompletnej brygady
Żołnierze trafili do kilku prowizorycznych obozów. O zgrupowaniu stało się głośno, gdy żołnierze (zresztą łamiąc procedury posługiwania się telefonami) zaczęli dzielić się na portalach społecznościowych zdjęciami ubogich racji żywnościowych oraz tym, jak śpią pod chmurką zamiast w namiotach lub kontenerach mieszkalnych. Przedstawiciele dowództwa tłumaczyli, że to było zaplanowane ćwiczenie, bo mieli przez siedem dni bytować w tzw. terenie przygodnym w warunkach najbardziej zbliżonych do wojennych. – Po raz pierwszy dowodzeni przez mnie żołnierze WZZ Podlasie wyszli ze strefy komfortu – stwierdził gen. bryg. Arkadiusz Mikołajczyk, dowódca zgrupowania.
Czytaj więcej
Władze próbują wszelkich dostępnych sposobów, by uzupełnić braki żołnierzy w armii i jednocześnie nie wywołać społecznych niepokojów.
Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że była to próba tłumaczenia słabości działań wojskowych logistyków. Przy okazji wyszło, że Polska nie jest w stanie wysłać na granicę kompletnej brygady, tylko „szyje” zgrupowanie, wyciągając oddziały z kilku jednostek.