– Codziennie 1000–1500 osób przychodzi, by podpisać kontrakty (na zawodową służbę wojskową – red.). To jest to, co wyróżnia rosyjski naród, rosyjskie społeczeństwo. Nie wiem, w jakim innym kraju byłoby to możliwe (…). Ludzie świadomie idą do służby wojskowej, wiedząc, że w końcu i tak trafią na front – zachwycał się prezydent Władimir Putin w trakcie Forum Ekonomicznego we Władywostoku.
Według niego od początku roku już około 270 tys. ludzi dobrowolnie podpisało kontrakty na służbę w armii. Rok temu zaś, podczas ogłoszonej przez prezydenta „częściowej mobilizacji”, powołano pod broń 300 tys. osób. Putin nie powiedział tego wprost, ale zasugerował, że przy takiej ilości ochotników nie będzie potrzebna kolejna mobilizacja.
Czytaj więcej
Rosyjskie Ministerstwo Obrony opracowało zasady rejestracji wojskowej więźniów w koloniach. W czerwcu zniesiono zakaz ich poboru, mobilizacji i werbowania do wojska
Ale eksperci wojskowi wskazują, że ten napływ ludzi do wojska – o dziwo – wcale nie zwiększył liczebności armii. A Rosjanie coraz intensywniej szykują się do uchylania się od służby.
Widmo mobilizacji nad Rosją
Widmo mobilizacji zawisło nad Rosją. Tym realniejsze, że formalnie zeszłoroczna „częściowa mobilizacja” nie została zakończona, Putin nie podpisał żadnego dekretu kończącego ją. – Co jest dla was ważniejsze: papierek czy słowo prezydenta? – pytał wtedy senator Andriej Kliszas, tłumacząc, że ponieważ prezydent powiedział, iż została zakończona, to nic już nie musi podpisywać.