Z podpisaniem paktu senackiego jest jak z ciążą słonia. Trwa rekordowo długo. Od wielu miesięcy słyszymy, że porozumienie ma zostać ogłoszone przez liderów Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, Polski 2050, PSL oraz samorządowców, i nic z tego nie wychodzi. Tylko w ubiegłym tygodniu podawano trzy różne daty parafowania dokumentu. Najnowsza to 17 sierpnia.
Czy dojdzie do ogłoszenia wspólnych kandydatów opozycji demokratycznej do Senatu? Cóż, nawet ciąża słonia kiedyś się kończy. Problem w tym, że opozycja nie wyciąga wniosków z kłótni o wspólną listę do Sejmu. Przez długie miesiące była ona wiodącym tematem u konkurentów PiS, ale ze współpracy ostatecznie nic nie wyszło, poza złą atmosferą i sygnałem o konflikcie wewnątrz opozycji, jaki jej politycy wysłali wyborcom.
Czytaj więcej
Opozycja z optymizmem patrzy na przyszłość, jeśli chodzi Senat. To sprawia, że zaczęła się już dy...
Pakt senacki rodzi się w bólach. Widać to choćby w mediach społecznościowych, gdzie Roman Giertych walczy z politykami Lewicy, którzy nie chcą, by dawny wicepremier w rządzie PiS–LPR–Samoobrony był wspierany przez opozycję. Mniej gwałtowny, ale istotny spór toczy się w Nowoczesnej – o kandydaturę Ryszarda Petru, który był kiedyś szefem tej partii.
Takich walk po stronie opozycyjnej jest więcej, mówią o nich politycy oficjalnie, a jeszcze chętniej nieoficjalnie. Mniej słyszymy na temat propozycji programowych przeciwników PiS. Jedynym opozycyjnym ugrupowaniem, które pokazało jedność i program, jest Konfederacja. Można się spierać, na ile oferty gospodarcze formacji Sławomira Mentzena mają sens i są odpowiedzialne, a na ile są tylko nośnymi hasłami, których nie da się zrealizować. Warto jednak zauważyć, że ten sojusz kilku ugrupowań potrafił wygasić wewnętrzne spory, dojść do porozumienia w sprawie list wyborczych i narzucać tematy w mediach.