Luiz Inacio Lula da Silva w życiu widział niejedno. Ale w ten niedzielny wieczór 77-letni prezydent był wyraźnie wstrząśnięty.
– Ci ludzi dopuścili się czegoś, co nigdy nie zdarzyło się w naszej historii. To są faszyści, to są wandale – mówił w transmitowanym na cały kraj przemówieniu o zwolennikach swojego skrajnie prawicowego poprzednika Jaira Bolsonaro, którzy od kilku godzin okupowali budynki parlamentu, siedziby głowy państwa i Sądu Najwyższego w stolicy kraju, Brasilii.
Wandale naszych czasów
Do tej pory wielu uważało, że wybory w Brazylii to starcie dwóch równorzędnych koncepcji państwa, prawicowej i lewicowej. Niedociągnięcia Bolsonaro choćby w walce z pandemią przeciwstawiali zarzutom korupcyjnym wobec Luli, za które przesiedział 19 miesięcy w więzieniu. Jednak to już przeszłość. Szturm bolsonarystów pokazał, że tu chodzi o starcie cywilizacyjne. Po jednej stronie zwolennicy wolnego świata, szacunku dla rządów prawa i praw mniejszości, po drugiej fanatycy gotowi dla władzy i związanych z nią apanaży przekreślić demokrację i wrócić do ponurych czasów, gdy większością Ameryki Łacińskiej brutalnie rządzili wojskowi.
Czytaj więcej
„Odpowiedzialnym za szturm prawicowych bojówek na budynki instytucji państwowych w Brazylii jest były prezydent Jair Bolsonaro. Pracował na to każdego dnia przez ostatnie 4 lata, próbując zniszczyć demokrację w tym kraju” – mówi Jędrzej Bielecki w rozmowie z Cezarym Szymankiem.
Stawkę tego starcia wyjątkowo dobrze pokazują obrazki, jakie w niedzielę docierały z Brasilii. A to dlatego, że ikoniczne budynki, które przed 60 laty wyszły spod ręki Oscara Niemeyera, są uosobieniem pewnego marzenia: o świecie, w którym każdy ma równe prawa, a państwo działa w sposób przejrzysty.