W przyszłym roku o tej porze kampania wyborcza będzie wychodziła z wirażu na ostatnią prostą. Oczywiście trudno przewidzieć, jak będą wyglądać sondaże we wrześniu 2023 r., jednak już teraz, analizując zmiany poparcia dla poszczególnych partii, możemy zaobserwować kilka istotnych dla przyszłości trendów. PiS pozostanie wciąż najbardziej popularnym ugrupowaniem, ale będzie miało poważną trudność w powtórzeniu swojego blisko 44-proc. wyniku z 2019 r. W związku z tym partia Jarosława Kaczyńskiego już teraz musi rozważać wariant koalicji powyborczej z Konfederacją, która ostatnimi czasy balansuje na progu wyborczym. Taki sojusz rządowy oczywiście byłby wyzwaniem dla Nowogrodzkiej, mając na uwadze zarówno prorosyjskie poglądy Brauna czy Korwin-Mikkego, jak i niechęć do aktywnej roli państwa w gospodarce libertariańskiej części Konfederatów. Skoro niepokorny Ziobro stanowi dla Morawieckiego potężne wyzwanie w rządzie, to co dopiero Bosak czy Winnicki.
Na opozycji nie łatwiej
Drugim bardziej realnym wariantem, w którym przekroczona zostanie magiczna granica 231 mandatów w przyszłym Sejmie, może być suma poparcia Koalicji Obywatelskiej, Lewicy i Polski 2050. Powyborcza układanka mało wyrazistej ideowo PO, socjaldemokratycznej Nowej Lewicy i Razem oraz centrowo-patchworkowego ruchu Hołowni nie musi być wcale łatwiejsza do ułożenia. Oprócz wielu rachunków krzywd z przeszłości, szczególnie między partiami Tuska oraz Czarzastego-Biedronia, problemem jest brak zgody możliwego tercetu w kluczowych kwestiach społeczno-gospodarczych i kulturowych. Lewica chce wielostopniowej progresji PIT i CIT oraz zmian w VAT, zaś PO wierzy w moc sprawczą polskich przedsiębiorców, którym ich zdaniem należy ulżyć. Hołownia chce przeprowadzenia referendum ws. prawa do przerywania ciąży, o czym nie chce słyszeć Lewica, gdyż zdaniem posłanek i posłów tej formacji nie można głosować nad prawami człowieka. Wszystkie partie deklarują szybkie działania na rzecz walki ze zmianami klimatu, ale nie wiadomo nawet, czy przyszły pomarańczowo-czerwono-żółty rząd znalazłby porozumienie ws. energii atomowej.
Co będzie opozycyjnym 500+
Rok, który został do wyborów, jest zatem dla partii opozycyjnych kluczowy. I to co najmniej z dwóch powodów. Opisywane naturalne różnice będą stanowić istotne obciążenie w kampanii wyborczej. PiS przy każdej okazji będzie wytykał opozycji, że nie ma wspólnego stanowiska, nie wie, czego tak naprawdę chce. Dlatego polityczki i politycy Platformy, Lewicy, Polski 2050, ale także PSL, powinni już teraz prowadzić rozmowy o tym, co będzie symbolicznym „500 +” opozycji w 2023 r. Co będzie kampanijną poezją i melodią, która nie tylko zmotywuje twardych wyborców anty-PiS, ale także która urzeknie tych, którzy zagłosowali na Szydło w 2015 r. czy Morawieckiego cztery lata później. I nie mówimy tutaj o dość „inteligenckiej” zapowiedzi przywrócenia trójpodziału władzy, niezależności sądownictwa czy odblokowania środków z KPO w Brukseli. Chodzi o coś znaczniej prostszego – tak w formie jak i treści.
Problemy będą się piętrzyć
Drugim powodem jest to, że po ewentualnym przejęciu władzy, czasu na tzw. rozmowy koalicyjne będzie naprawdę bardzo mało. Przedstawiciele PO, Lewicy i PL2050 wchodząc do „małego pałacu” przy warszawskich Alejach Ujazdowskich, będą musieli zmierzyć się z trudną sytuacją gospodarczą, trwającą wojną za naszą wschodnią granicą, społeczną chęcią rozliczenia PiS z ośmiu lat rządów, niesprzyjającym prezydentem, mogącym zawetować każdą ustawę, i Trybunałem Konstytucyjnym z widoczną przewagą sędziów z nadania partii Jarosława Kaczyńskiego. Do tego będą dochodzić kadencyjne stanowiska osób związanych z PiS, a które niekoniecznie będą skore do współpracy z nowym rządem, kierując się partyjno-środowiskową lojalnością.
Czytaj więcej
Campus Polska ma budować środowisko, wciągać młodych do debaty politycznej, zmieniać politykę od wewnątrz i narzucać tematy, które są ważne – mówi Michał Kolanko w rozmowie z Michałem Szułdrzyńskim.