Coraz głośniej mówi się, że PiS spróbuje zmienić ordynację wyborczą przed najbliższymi wyborami, zamieniając istniejące 41 okręgów wyborczych na 100 znacznie mniejszych. Jaki jest tego sens? Im mniejszy okręg, tym mniejsze szanse wprowadzenia swego kandydata mają małe partie. Łukasz Pawłowski z Ogólnopolskiej Grupy Badawczej opublikował ostatnio symulację, z której wynikało, że wg obecnego stanu sondaży Konfederacja mogłaby liczyć na 26 mandatów, a Lewica na 20. Jednak w wypadku 100 okręgów przy tym samym poparciu Lewica miałaby tylko jednego posła, a Konfederacja – ŻADNEGO! To badanie pokazuje jasno motywy Jarosława Kaczyńskiego. Nie chodzi o wygranie wyborów i utrzymanie rządów. To jest po prostu niemożliwe i żadna ordynacja nie da trzeciej kadencji Zjednoczonej Prawicy. Choć nie pokazują tego – jeszcze! – sondaże, trendy społeczne są jasne i tylko jakieś grube fałszerstwo dawałoby zwycięstwo pozwalające dalej rządzić. Jarosław Kaczyński szykuje się więc do sytuacji, gdy PiS znajdzie się w opozycji i martwi się już głównie o kondycję partii, jej przetrwanie i szanse na powrót do władzy. Słowem: martwi się o swoje polityczne dziedzictwo, bo – jak sam powiedział – po następnych wyborach partią kierować będzie musiał kto inny.