Coraz głośniej mówi się, że PiS spróbuje zmienić ordynację wyborczą przed najbliższymi wyborami, zamieniając istniejące 41 okręgów wyborczych na 100 znacznie mniejszych. Jaki jest tego sens? Im mniejszy okręg, tym mniejsze szanse wprowadzenia swego kandydata mają małe partie. Łukasz Pawłowski z Ogólnopolskiej Grupy Badawczej opublikował ostatnio symulację, z której wynikało, że wg obecnego stanu sondaży Konfederacja mogłaby liczyć na 26 mandatów, a Lewica na 20. Jednak w wypadku 100 okręgów przy tym samym poparciu Lewica miałaby tylko jednego posła, a Konfederacja – ŻADNEGO! To badanie pokazuje jasno motywy Jarosława Kaczyńskiego. Nie chodzi o wygranie wyborów i utrzymanie rządów. To jest po prostu niemożliwe i żadna ordynacja nie da trzeciej kadencji Zjednoczonej Prawicy. Choć nie pokazują tego – jeszcze! – sondaże, trendy społeczne są jasne i tylko jakieś grube fałszerstwo dawałoby zwycięstwo pozwalające dalej rządzić. Jarosław Kaczyński szykuje się więc do sytuacji, gdy PiS znajdzie się w opozycji i martwi się już głównie o kondycję partii, jej przetrwanie i szanse na powrót do władzy. Słowem: martwi się o swoje polityczne dziedzictwo, bo – jak sam powiedział – po następnych wyborach partią kierować będzie musiał kto inny.
Silny Ziobro
Zmieniona ordynacja, wycinając małe partie, gwarantuje Kaczyńskiemu, że po prawej stronie nie wyrośnie żadna realna konkurencja, a ta, która jest, zostanie unicestwiona bądź sprowadzona do nic nieznaczącego minimum. Co więcej, gwarantuje ograniczenie manewru politycznego Zbigniewa Ziobry, który przy nowej ordynacji będzie MUSIAŁ szukać szansy politycznego awansu wewnątrz partii, do której dziś nie należy. Do Ziobry jeszcze wrócę, bo to klucz do całej układanki, jak mniemam. Nowa ordynacja gwarantuje też PiS utrzymanie hegemonii na wsi, bo eliminuje z Sejmu Agrounię oraz albo eliminuje PSL, albo zmusza PSL, by oficjalnie stał się przybudówką PO startującą z list wspólnej opozycji.
Czytaj więcej
W nowym sezonie politycznym ruszy nie tylko walka o parlament.
Ordynacja wg PiS gwarantuje też, że cała opozycja będzie miała twarz znienawidzonego w elektoracie PiS Donalda Tuska, co minimalizuje odpływy wyborców do innych partii. Przy obecnej ordynacji np. rozczarowani wyborcy wiejscy mogą przerzucać głosy na PSL i Agrounię, część elektoratu roszczeniowego – na Lewicę, część antyunijna – na Konfederację, a część umiarkowanej centroprawicy – na środowisko Kazimierza Ujazdowskiego. Wreszcie w dużych okręgach ważniejsza jest dynamika kampanii wyborczej. Gdy do podziału w okręgu jest cztery–pięć mandatów, zdecydowanie najważniejsze są lokomotywy listy – pierwsze dwa, maksymalnie trzy znane osobowości. To one zdobywają większość głosów i one wchodzą do parlamentu, nikogo za sobą nie ciągnąc. Tymczasem w dużych okręgach kilkunastomandatowych wyniki liderów wciągają do Sejmu osoby z dalszych miejsc, niemających realnego poparcia. Zdarzało się, że do Sejmu w Warszawie np. z list PiS dostawały się osoby mające jedynie ok. 1 tys. głosów. Lider listy, Jarosław Kaczyński, tak bardzo dominował, że pozostali na liście dostawali jedynie śladowe ilości głosów, lecz równocześnie lider zdobywał tak wiele głosów, że wprowadzał do Sejmu kilku posłów ze swojej listy. W takiej sytuacji kluczowa jest osobista kampania, bo nawet kilkaset głosów więcej może dać przeskok z np. dziesiątego miejsca na miejsce biorące np. piąte.
Ucieczka przed śmiercią
W ten sposób Solidarna Polska Ziobry i Porozumienie Jarosława Gowina POWIĘKSZYŁY w ostatnich wyborach swój stan posiadania, krzyżując plany Jarosława Kaczyńskiego większej koncentracji władzy. Kandydaci SP wchodzili z dalekich miejsc, prowadząc energiczną i wspieraną przez Ziobrę kampanię w okręgach dających największe szanse awansu. Po wyborach okazało się, że Jarosław Kaczyński jest zakładnikiem mniejszych partii, bez których po prostu rządzić nie może. Usunięcie niepokornego Gowina, okupione szeregiem zgniłych kompromisów (np. Kukiz i Mejza), jeszcze bardziej wzmocniło Ziobrę, który otwarcie kpi z własnego przełożonego, czyli premiera Morawieckiego, i atakuje te elementy strategii Kaczyńskiego, które są niezgodne z jego partykularnym interesem. Jest więc de facto wewnętrzną opozycją, szantażystą i wolnym elektronem grożącym co chwila rozwaleniem koalicji, co pozwala mu grać grubo powyżej realnej wagi politycznej.