Kik: Zablokowane demokracje

Spętane neoliberalnym gorsetem partie zatraciły swe dawne ideologiczne oblicza. Przeobraziły się w polityczny mainstream, luźno połączony z interesami poszczególnych grup społecznych – zauważa politolog.

Aktualizacja: 02.12.2016 07:09 Publikacja: 30.11.2016 19:03

Kik: Zablokowane demokracje

Foto: 123RF

Powojenny ład demokratyczny w Europie wyrósł w warunkach epoki industrialnej, epoki stabilnych, dużych klas społecznych i gwarantowanego przez silne państwo kompromisu interesów. Dziś to już prehistoria, od której oddziela nas neoliberalna fala globalizacji.

Rewolucja neoliberalna z przełomu lat 70. i 80. XX wieku podkopała prawie wszystkie fundamenty ekonomiczne i społeczne demokracji liberalnych epoki industrialnej. Na kilka z nich należy zwrócić szczególną uwagę.

Falujące bezrobocie

Po pierwsze, to powszechna dezindustrializacja w prawie wszystkich, rozwiniętych gospodarkach europejskich, która spowodowała, że całe ważne dotąd gałęzie przemysłu nie tyle upadły, ile „wyemigrowały" za granice państw europejskich w poszukiwaniu niższych kosztów siły roboczej, nowych rynków i innego rodzaju ekonomicznych przewag, a nade wszystko w poszukiwaniu sposobów na maksymalizowanie zysków.

W efekcie, na przełomie XX i XXI wieku Europa utraciła swój dawny przemysłowy charakter, a udział jej przemysłu w całym przemyśle światowym spadł z 36 do niespełna 24 proc. Odbiło się to niekorzystnie na strukturach gospodarek europejskich, w których średni udział przemysłu w kreowaniu PKB spadł do uśrednionego poziomu przekraczającego nieco 15 proc. Oczywiście, z wyjątkiem państw skandynawskich i Niemiec.

Dla Polski jest to poziom około 20 proc., ale należy pamiętać, że jest to przemysł znajdujący się w sporym procencie w rękach kapitału obcego. A ponieważ każde miejsce w przemyśle tworzy trzy miejsca pracy w usługach, łatwo wyobrazić sobie główne przyczyny nowej zmory gospodarek europejskich, jaką jest falująco narastające bezrobocie.

Procesom dezindustrializacji towarzyszyła fala prywatyzacji. Prywatyzowano niemal wszystko, co składało się na sektor publiczny. Fala prywatyzacji, zapoczątkowana u progu lat 80. w Wielkiej Brytanii przewaliła się przez Europę, zagarniając także Polskę, w której przyjęła formułę reform Balcerowicza. Polegała ona na ogół na prywatyzacji likwidacyjnej, co zaowocowało otwarciem kraju na penetrację przez kapitał obcy.

W efekcie sektor publiczny w Europie skarlał do poziomu niespełna 30–35 proc. struktury całej gospodarki. W Polsce prywatyzacyjna fala sięgała głęboko w całą sferę publiczną, zagarniając służbę zdrowia, edukację i wiele innych usług. Zaraz po tym szły neoliberalne nakazy oszczędności w wydatkach budżetowych na sferę publiczną.

Macki międzynarodowego kapitału

Najpierw więc państwa pozbawiono sporej części dochodów, a zaraz po tym przyszła fala deregulacji, pozbawiająca państwa kompetencji w sektorach, na które już nie starczało pieniędzy. W konsekwencji kolejną ofiarą przesyconej neoliberalizmem globalizacji było europejskie państwo narodowe, które z coraz większym trudem mogło sprostać wymogom suwerennego funkcjonowania. Państwo bowiem traciło nie tylko własność. Neoliberalna doktryna odwróciła demokratyczny porządek dominujący w państwach Europy po II wojnie światowej. Teraz nadrzędne stały się prawa rynku, a w jego ramach dominacja sfery pieniądza nad sferą materialną. Nie obywatel i jego potrzeby stały się fundamentem gospodarowania, ale przedsiębiorca, właściciel kapitału i wielkie międzynarodowe korporacje finansowe oraz ich zyski.

Państwa narodowe, zwłaszcza te mniej zasobne w kapitał, zostały ubezwłasnowolnione przez wszechobecne macki międzynarodowego kapitału. Powstały bowiem instytucje zdolne do narzucenia państwom woli świata finansów. Chodzi nie tylko o agencje ratingowe i międzynarodowe sądy arbitrażowe. Obywatele utracili w konsekwencji zdolność do narzucania wybranym przez siebie rządom preferowanych przez siebie kierunków gospodarowania. Rynek z dotychczasowego sojusznika demokracji (idee społecznej gospodarki rynkowej) stał się jej najpoważniejszym zagrożeniem.

Wraz z fundamentami gospodarczymi osłabione zostały także społeczne podstawy tradycyjnej demokracji liberalnej. Po pierwsze, odwróceniu uległy główne struktury społeczne. W epoce industrialnej lat 60. i 70. klasa robotnicza stanowiła około 60 proc. kapitalistycznych społeczeństw i była w stanie wpływać (m.in. poprzez związki zawodowe i silne partie lewicy) na kształt cechujących ówczesną demokrację kompromisów.

Dziś jest odwrotnie. Klasa robotnicza jest w zaniku, a dominujące klasy średnie tracą na znaczeniu, dzieląc się wewnętrznie, pauperyzując i marginalizując. Podstawową i negatywną konsekwencją zdominowanej przez neoliberalizm globalizacji jest narastanie nierówności społecznych oraz stopniowa pauperyzacja i wewnętrzne zróżnicowanie klas średnich, tego drugiego obok dawnej klasy robotniczej fundamentu demokracji liberalnych lat powojennych.

Wzrost nierówności ekonomicznych w Europie, mierzonych chociażby współczynnikiem Giniego, potwierdza tezę o kreowaniu w warunkach neoliberalnie ukierunkowanej globalizacji świata i społeczeństw 20 proc. : 80 proc., czyli 20 proc. korzystających z dobrodziejstw globalizacji i postępu technologicznego i 80 proc. coraz bardziej zmarginalizowanych i słabo korzystających z dobrodziejstw postępu.

Europejczycy, w tym i Polacy, stali się bezradni wobec neoliberalnej ofensywy. Zaczęło to być mocno odczuwalne, gdy w okresie dezindustrializacji i prywatyzacji załamał się europejski ruch związkowy.

I to stanowi płaszczyznę drugą. W całej Europie występuje zjawisko gwałtownego spadku poziomu uzwiązkowienia. Antyzwiązkowa ofensywa neoliberalna zapoczątkowana została w latach 80. antyreformami Margaret Thatcher i przeszła bojem koszącym przez całą niemal Europę, uderzając najboleśniej w słabe gospodarczo kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Przed 1989 rokiem do związków zawodowych należeli tu prawie wszyscy zatrudnieni, a dziś średnia dla naszego regionu stanowi niespełna 15 proc. zatrudnionych. Znów negatywnym przykładem jest tu Polska, gdzie poziom uzwiązkowienia waha się między 7 a 10 proc.

Na tle słabnącego ruchu związkowego pozytywnie odbija się obraz rozwoju organizacji i stowarzyszeń organizujących się w skali krajowej i międzynarodowej. To przedstawiciele organizacji reprezentujących biznes przebijają się łatwiej – m.in. poprzez wszechobecny lobbing – w okolice partii politycznych, parlamentów i rządów, a więc wszędzie tam, gdzie kreowany jest krajowy i europejski porządek prawny.

Państwa i związki zawodowe tracą zatem powoli inicjatywę, a przejmuje ją kapitał dysponujący środkami i rozbudowanym lobbingiem. I to, niestety, także w największych mediach. Związki zawodowe przestały być równorzędnym partnerem w politycznej i gospodarczej grze. W efekcie zanika szeroko rozumiany i autentyczny dialog społeczny, którego fundamentem były zawsze silne państwo narodowe i masowe związki zawodowe.

Parias globalizacji

W końcu czynnik trzeci: europejska młodzież. Przyspieszone globalizacyjne zmiany spowodowały coraz gorsze dostosowanie szkolnictwa do potrzeb i struktur obecnego i przyszłego rynku pracy.

Młodzież okazała się najbardziej poszkodowaną grupą społeczną. W największej części bowiem znalazła się poza rynkiem pracy i z największym trudem odnajduje dla siebie miejsce w tak urządzanych demokracjach liberalnych.

To europejska młodzież stała się pariasem neoliberalnej globalizacji i to właśnie ewolucja jej postaw zaważyć może najbardziej – i to negatywnie – na losach neoliberalnej demokracji.

Korupcja polityczna

Procesy neoliberalnej globalizacji zaważyły negatywnie na tych fundamentach demokracji, jakimi są europejskie partie polityczne. Dziś nie ma już masowych, scentralizowanych i głęboko ideowych partii cechujących epokę industrialną. W szeregach tych partii znajdowało się kiedyś średnio nawet ponad 15 proc. dorosłej ludności. Neoliberalna globalizacja i towarzysząca jej dezindustrializacja spowodowały, że dziś, u progu XXI wieku, szeregi partyjne w Europie znacznie się przerzedziły. Dziś do partii politycznych należy średnio około 5 proc. europejskich populacji.

W przypadku nowych demokracji Europy Środkowej sytuacja jest wielokrotnie gorsza, a już szczególnie dramatycznie jest w Polsce, gdzie do wszystkich partii łącznie należy nawet poniżej 0,5 proc. ogółu społeczeństwa.

Kurczenie się szeregów partyjnych powodowało gwałtowne ubożenie partii politycznych, bo wpływy ze składek spadały. Zapotrzebowanie na pieniądze prowadziło do nowego zagrożenia, jakim jest narastająca korupcja polityczna. W efekcie doszło do poważnej zmiany w usytuowaniu partii politycznych w ramach demokratycznego państwa.

Do końca epoki industrialnej masowe partie polityczne głęboko osadzone w społeczeństwach stanowiły rzeczywistą reprezentację społeczeństwa wobec władzy państwowej. U progu XXI wieku doszło do odwrócenia ról. Partie sprzęgnięte zostały z państwem i zaczęły raczej odgrywać rolę przedstawiciela państwa wobec społeczeństwa. Stało się tak za sprawą systemu współfinansowania (a z czasem faktycznie finansowania) partii politycznych z budżetu państwa.

Generalnie rzecz ujmując, od lat 90. XX wieku partie polityczne znalazły się na garnuszku państwa. W tej sytuacji przyjęły nowy charakter. Określane są teraz mianem partii kartelowych, coraz mniej powiązanych ze społeczeństwem i coraz mniej od tego społeczeństwa zależnych. Ba, coraz częściej tym społeczeństwem manipulujących. Są to najczęściej partie o charakterze mniej lub bardziej wodzowskim, na których czele stoją raczej menedżerowie niż w pełnym tego słowa znaczeniu przywódcy. Partyjni przywódcy zaś to w sporym stopniu wytwory marketingu medialnego, bo media właśnie – a nie społeczeństwo – stały się głównym instrumentem ich kreowania.

Partie polityczne przekształcają się zatem coraz wyraźniej w agendę państwa, w którego interesie działają i przez które są finansowane. Neoliberalna demokracja parlamentarna zawisła w społecznej próżni wypełnionej niereprezentatywnymi partiami politycznymi i stojącymi na ich czele „wodzami" bez ideologicznych i przywódczych fundamentów.

Rządy mniejszości

Spętane neoliberalnym gorsetem partie zatraciły swe dawne ideologiczne oblicza. Przeobraziły się w polityczny mainstream, luźno połączony z interesami poszczególnych grup coraz bardziej różnicującego się wewnętrznie społeczeństwa. I to właśnie stanowi początek kryzysu demokracji liberalnej nakreślonej z grubsza w realiach epoki industrialnej z jej wszelkimi ideowo wówczas określonymi klasami społecznymi i głęboko ideowymi partiami politycznymi, na których czele stali najczęściej ideowi i charyzmatyczni (w pełnym tego słowa znaczeniu) przywódcy. Kryzys ten zaznacza się najwyraźniej w trzech obszarach.

Społeczeństwa zaczęły odwracać się od tak ewoluującej demokracji. Zaznaczyło się to, w pierwszym rzędzie, katastrofalnym spadkiem frekwencji wyborczej w całej Europie. W państwach Unii Europejskiej w ciągu ostatnich 30 lat frekwencja spadła średnio o 10–20 proc. Najdramatyczniejszym przykładem jest Polska, w której frekwencja oscyluje wokół 40–50 proc.

Sam stopniowy spadek frekwencji nie stanowi być może sygnału alarmowego. Towarzyszy temu jednak czynnik drugi i to wyraźnie wynikający z pierwszego. Chodzi o spadek poziomu reprezentatywności parlamentów i wyłanianych przez nie rządów. Stopniowo zmniejszająca się frekwencja wyborcza i postępujący za nią spadek reprezentatywności rządów powoduje pojawienie się czynnika trzeciego, jakim jest spadek wiarygodności społecznej wyłanianych w takich demokracjach instytucji ustrojowych. Okazuje się bowiem, że przy malejącej frekwencji wyborczej demokratycznie wybierane parlamenty wyłaniają rządy reprezentujące od 20 do nieco ponad 40 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania obywateli. Nie są to zatem rządy większości. A bywa tak, że jedna mniejszość wybiera drugą mniejszość.

Niska frekwencja prowadzi do niskiej reprezentatywności rządów. Ta zaś do niskiej ich wiarygodności. W konsekwencji mamy wyraźny spadek zaufania do demokracji w jej neoliberalnej wersji.

Z przeprowadzonych w Europie i w Polsce sondaży wyraźnie wynika wzrost społecznego niezadowolenia z tak funkcjonujących demokracji. Pojawiają się i narastają postawy dopuszczające możliwość poeksperymentowania z taką demokracją. Na razie przyjmuje to formę narastającego buntu wobec winionego za ten stan rzeczy europejskiego mainstreamu politycznego. Ale co będzie jutro?

Nie ma zatem co chować głowy w piasek. Słabości należy eliminować, zanim przyjmą formę trudnej do zreformowania anomalii. Czas przyjrzeć się dokładniej fundamentom europejskich demokracji i podjąć szerszą dyskusję nad jej reformowaniem.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?