Po 11 września 2001 roku, czyli po ataku na World Trade Center, rozpoczęła się nowa epoka w relacjach społecznych – czas strachu podsycanego przez poszczególne rządy w myśl zasady, że przestraszonym społeczeństwem zarządza się łatwiej. Po upadku banku Lehman Brothers doszedł strach o bezpieczeństwo ekonomiczne. Oba te zjawiska wywołały kilka procesów, a przynajmniej znacznie zwiększyły ich skalę.
Rozpoczął się proces ograniczenia wolności obywatelskiej w imię bezpieczeństwa. Najbardziej jest to widoczne na lotniskach. Podglądanie kamerami, inwigilowanie za pomocą satelitów czy dronów, natręctwo internetu sprawiły, że nasze życie prywatne stało się coraz mniej prywatne. Godzimy się z tym w imię mitycznego bezpieczeństwa. Recesja gospodarcza i nasilający się terroryzm nie tylko spotęgowały powyższe obawy, ale i wywołały w polityce lawinę haseł populistycznych i nacjonalistycznych. To miałoby być panaceum na całe światowe zło, na globalizację, fale imigracji, recesję, degenerację moralną itd.
Niepewna przyszłość Europy
Tradycyjne partie polityczne znalazły się na rozdrożu. Ani lewica, ani prawica nie mają nic nowego do zaproponowania swojej klienteli. Czujemy się gośćmi tej samej restauracji, w której zmieniają się tylko kelnerzy, a menu jest ciągle takie samo, a nawet gorsze. Trudno więc się dziwić, że część klienteli przenosi się do podrzędnych barów, ku zaskoczeniu i oburzeniu dotychczasowych elit. Taki proces ma miejsce na Węgrzech, w Polsce, w Turcji, w Stanach Zjednoczonych, że o tak egzotycznych krajach jak Filipiny czy Indonezja nie wspomnę. Dotychczasowe elity są przerażone, oburzone, ale nie bardzo wiedzą, kogo mają za to winić.
Ten strach jest dodatkowo podsycany przez media wieszczące, że będzie jeszcze gorzej, albowiem czekają nas jeszcze wybory we Francji, w Holandii i Niemczech. O ile można być raczej spokojnym o wyniki wyborów w Niemczech, choć i tam populiści i nacjonaliści rosną w siłę, o tyle sytuacja w Holandii nie jest już tak oczywista. Jednakże języczkiem u wagi będą z pewnością wybory prezydenckie we Francji.
Kłopoty Fillona
Do niedawna jeszcze wydawało się, że kandydat zjednoczonej prawicy François Fillon ma obowiązek wygrać. Tymczasem ktoś wygrzebał i podrzucił satyrycznemu pismu „Le Canard enchaîné" informację o jakoby fikcyjnym zatrudnianiu przez premiera Fillona swojej żony za całkiem niemałe pieniądze.