Janusz Pindera: Śmieszna niby-walka Yildirima z Alvarezem

Avni Yildirim za pojedynek z Saulem „Canelo" Alvarezem zarobił 2,5 miliona dolarów, choć zadał tylko 11 ciosów, do czwartej rundy nie wyszedł i walki praktycznie nie było.

Publikacja: 02.03.2021 21:00

Avni Yildirim (z lewej) i Saul Alvarez

Avni Yildirim (z lewej) i Saul Alvarez

Foto: AFP PHOTO / ED MULHOLLAND / MATCHROOM

Alvarez to pięściarz uważany za najlepszego bez podziału na kategorie wagowe, bolesna porażka Turka nikogo więc nie dziwi. „Canelo" aspiruje do tego, by być najsłynniejszym meksykańskim mistrzem pięści, ale na razie wciąż niezagrożona jest pozycja legendarnego Julio Cesara Chaveza Sr. Tuż za nim są Salvador Sanchez, Marco Antonio Barrera, a dopiero potem Alvarez, już bezsprzecznie najbogatszy z nich (sparing z Turkiem przyniósł mu ponad 20 mln dolarów) i wciąż czynny zawodowo.

Dla platformy streamingowej DAZN, która najpierw podpisała z Alvarezem kosmiczny kontrakt na 365 mln dolarów za 11 walk, a teraz po jego zerwaniu znów idzie z nim ręka w rękę, liczy się tylko to, że Meksykanin wciąż jest kurą znoszącą złote jaja. Wystarczy spojrzeć na jego media społecznościowe, miliony obserwujących na Twitterze, Instagramie czy Facebooku. „Canelo" gwarantuje też najlepszą sprzedaż pay per view, co w dużej mierze zapewnia latynoska społeczność. Dlatego może liczyć na parasol ochronny w każdej sytuacji i rozdawać karty. Walka z nim pozwala rywalowi ustawić się na resztę życia, choć w pakiecie jest też zwykle pewność przegranej.

„Canelo" przegrał tylko raz, osiem lat temu z Floydem Mayweatherem Jr. Mówi, że chce zunifikować wszystkie tytuły w wadze superśredniej, bo nikt przed nim tego nie dokonał. Teraz ma pasy WBA, WBC, brakuje mu tytułów organizacji IBF i WBO.

8 maja będzie walczył z 31-letnim, niepokonanym Anglikiem, Billy Joe Saundersem, mistrzem WBO, i starcie z Yildirimem w Miami było jedynie reklamą tego, co zdarzy się za dwa miesiące. Kilka minut po jego zakończeniu DAZN zaprezentowało planszę reklamową zapowiadającą kolejny pojedynek Alvareza, być może już na oczach kilkudziesięciu tysięcy widzów. Na Florydzie, z uwagi na pandemiczne obostrzenia, było ich tylko 15 tysięcy.

Z biznesowego punktu widzenia ta śmieszna niby-walka z Turkiem spełniła więc swoje zadanie, każdy dobrze zarobił, włącznie z organizacjami sankcjonującymi obronę pasów, choć z prawdziwym boksem nie miało to wiele wspólnego.

Warto jednak mieć świadomość, że takie sytuacje miały już miejsce. W 1996 roku Mike Tyson zarobił 15 mln dolarów za znokautowanie w pierwszej rundzie Bruce'a Seldona, któremu odebrał w Las Vegas pas WBA. Seldon za sprzedaż tytułu (trudno to inaczej nazwać) otrzymał 5 mln. Padał na deski dwa razy, po ciosach, które nie doszły celu, i nikt tego nie zakwestionował. Taki właśnie jest zawodowy boks. Taki był, jest i będzie.

felietony
Jerzy Surdykowski: Auschwitz. Zagłada w domu Polaków
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jest źle! Rząd Donalda Tuska może zatopić Rafała Trzaskowskiego
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Lewandowski: Wróciliśmy do unijnej ekstraklasy. Jaką kartę zapiszemy w 2025 roku?
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Donald Trump już złamał przysięgę prezydencką, próbując anulować tzw. prawo ziemi
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i S-Cross w specjalnie obniżonych cenach. Odbiór od ręki
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Restrykcje w dostępie do chipów to kluczowy moment dla przyszłości Polski
Materiał Promocyjny
Wojażer daje spokój na stoku