Ryszard Kalisz został w poniedziałek wyrzucony z SLD. Nikogo to chyba nie zaskoczyło, może poza nim samym. Strategia „odcinania plasterków salami” jest przez Sojusz realizowana konsekwentnie. Doświadczeni działacze spodziewali się więc takiego werdyktu sądu partyjnego.
Lech Wałęsa zapowiedział, że podczas kongresu postara się odebrać lewicy monopol na społeczną wrażliwość
Ale tego samego dnia miał miejsce jeszcze jeden wstrząs w SLD, tym razem zaskakujący: Józef Oleksy, wiceszef partii, wypowiedział posłuszeństwo Leszkowi Millerowi. – Jak Józef decyduje się na tak radykalny krok, to Leszek powinien zacząć się martwić – mówi jeden z dawnych eseldowskich baronów. – On rzadko ryzykuje...
Otwarty bunt trwał krótko – około 24 godzin – ale wyłom się dokonał. – Co Leszek Miller panu zrobił, by zmienił pan zdanie? – pytali dziennikarze. – To, co zrobił, będzie dojrzewało... – odpowiedział Oleksy.
Albo jeden, albo drugi
Oleksy nie ma wśród kolegów z partii opinii szaleńczo odważnego straceńca. Pełni raczej rolę barometru. – Albo kanarka w kopalni – martwi się jeden z członków zarządu Sojuszu. Czy tym razem, rzucając gromy na głowę Millera, Oleksy przepowiada katastrofę?
Dlaczego były premier pierwszego rządu kierowanego przez polityka SLD zezłościł się na szefa Sojuszu? W poniedziałek Miller miał umówione w Gdańsku spotkanie z Lechem Wałęsą. Rozmowa przebiegała w miłej atmosferze. Wałęsa narzekał na kapitalizm i neoliberalne oblicze polskich przemian. Miller – podobno spontanicznie – zaprosił go więc na Kongres Lewicy Społecznej, wielkie dla SLD wydarzenie, organizowane przez Józefa Oleksego. Ma się odbyć 15 czerwca na Stadionie Narodowym. Przekaz ma być jasny: wielki obiekt, dużo gości, wizerunek potęgi Sojuszu. Oleksy prowadził od miesięcy żmudne negocjacje, organizował mówców, panele dyskusyjne, oprawę. Twierdzi, że już prawie udało mu się namówić Aleksandra Kwaśniewskiego do udziału w komitecie honorowym. Po zerwaniu stosunków z SLD obecność byłego prezydenta byłaby kojącym plastrem na dusze zdezorientowanych podziałami i rozstaniami członków Sojuszu. Niektórzy marzyli, że mogłoby przy takiej okazji dojść do wielkiego pojednania.