Ludność Bałkanów wiele wycierpiała: najpierw region ten był miejscem, gdzie rozpętała się pierwsza wojna światowa, następnie przyszły czasy okupacji i oporu podczas drugiej wojny światowej, a wreszcie walki i barbarzyństwo po podziale Jugosławii.
W ostatni piątek Ivica Dačić i Haszim Thaçi postanowili zmienić sposób działania. Po sześciu miesiącach bezpośrednich rozmów premier Serbii i premier Kosowa zgodzili się na normalizację stosunków. Określili szereg praktycznych działań, które powinny pomóc w tym, by obywatele mogli zapomnieć o lęku, zyskać większy dobrobyt i w pełni odegrać swoją rolę jako członkowie europejskiej rodziny.
Nie wolno jednak popadać w przesadę. Nie jest to jeszcze koniec drogi. Doszliśmy raczej do rozwidlenia. W ubiegłym tygodniu dwóch śmiałków stwierdziło, że należy iść za drogowskazem z napisem „pokój".
Niewielu spodziewało się takiego rezultatu, gdy sześć miesięcy temu zorganizowałam spotkanie Ivicy Dačicia i Haszima Thaçiego w moim biurze w Brukseli. Mimo że Belgrad i Prisztinę dzieli mniejsza odległość niż Nowy Jork i Waszyngton, ci dwaj premierzy nigdy wcześniej się nie spotkali. Sama nie byłam nastawiona zbyt optymistycznie, lecz uznałam, że należy podjąć próbę. Przez lata moje biuro pośredniczyło w technicznych rozmowach o bieżących kwestiach, m.in. o tym, jak powinna wyglądać sytuacja na granicy między Serbią a Kosowem. W dyskusjach tych zaczął być potrzebny impuls polityczny, co oznaczało, że należy zaangażować obu premierów. Szczęśliwie obaj zgodzili się, bym przewodniczyła ich bezpośrednim rozmowom.
Popołudniem 19 października zjawili się w moim biurze na szóstym piętrze nowo otwartej siedziby Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. Co zrozumiałe, obaj byli podenerwowani. Żaden z nich nie miał pewności, jak wiadomość o tym spotkaniu zostanie przyjęta w kraju. Gdy nasz fotograf zrobił im wspólne zdjęcie, wyjęłam je z aparatu i trzymałam do chwili, aż obaj będą w stanie zgodzić się na jego publikację.