Inna dobroczynność

Media opisują działalność charytatywną w kategorii rywalizacji sportowej. Tymczasem obok WOŚP istnieje dobroczynność lokalna, skromna i pokorna – pisze poseł Polski Razem.

Publikacja: 16.01.2014 01:00

Red

Dwadzieścia dwa lata temu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała po raz pierwszy. Było to wydarzenie wyjątkowe – inspirujące, szlachetne, ważne... po prostu potrzebne. Wielu z nas – zajętych światem ludzi zdrowych i sprawnych, światem zawodowych obowiązków, większych i mniejszych zmartwień – po raz pierwszy dostrzegło potrzebujących poza horyzontem codzienności. Jurek Owsiak w spektakularny sposób przywrócił potocznemu językowi słowo „dobroczynność".

Dzisiaj – te 22 lata później – mam spore obawy, że odzyskana wówczas dobroczynność staje się kolejnym synonimem „rozrywki". To, co kiedyś inspirowało wielu z nas, utraciło siłę i świeżość. „Dobroczynność" zamykamy w fajerwerkach miejskich festynów i poczuciu delikatnej wyższości wobec tych, którzy „nie mają naklejki". Za drobną złotówkę wrzuconą raz w roku do grzechoczących wkoło puszek, niczym na odpuście kupujemy rozgrzeszenie własnej obojętności. Czy nie uczyniliśmy z WOŚP karykatury dobroczynności?

Czy jesteśmy lepsi?

Jeśli poziom emocji i samorefleksji jest zbyt bolesny, przyjrzyjmy się liczbom. W roku 2012 przychody WOŚP sięgnęły mniej więcej 65 milionów złotych (w tym niemal 3,5 miliona z podatku 1%). Na działania dobroczynne wydano około 39 milionów. Działania promocyjne pochłonęły – i tu uwaga – niemal 8 milionów złotych! Suma ta nie obejmuje podarowanego WOŚP wsparcia mediów – studio telewizyjne w każdym z 16 ośrodków regionalnych TVP, wozy transmisyjne, dziesiątki dziennikarzy, prezenterzy i setki osób obsługi technicznej.

To nie wszystko – dochodzą przecież media patronackie, które promują WOŚP w najlepszym czasie antenowym. Ponadto artyści i celebryci oraz jednostki administracji publicznej niepobierający zwyczajowej gaży i opłat. W skrócie – kapitał włożony w organizację finału WOŚP wart jest dziesiątki milionów. Gdyby WOŚP miała za to płacić z zebranych przez wolontariuszy pieniędzy, zapewne nie zdołałyby one pokryć kosztów organizacji finału.

A gdyby tak pomyśleć o dobroczynności inaczej? Gdyby wspomniane przed momentem środki przeznaczyć na działania edukacyjne, na promocję nie tyle Wielkiej Orkiestry co dobroczynności jako takiej, gdyby wysiłki mediów skierować na podnoszenie społecznej świadomości? Czy dzisiaj, ponad dwie dekady od pierwszego z finałów WOŚP nie bylibyśmy choć o odrobinę lepsi?

Czy potrafimy słuchać?

Gdzieś tam w tle, z dala od medialnej egzaltacji i świateł wielkich scen, istnieje dobroczynność jakby inna, taka nieświąteczna, codzienna i pokorna. Liczby? Choćby Caritas Polska: w roku 2012 z zebranych 134 milionów złotych (w tym niecałe 1,7 mln z podatku 1%) na realizację działań dobroczynnych przekazano 130 milionów. Na działania promocyjne – i tu po raz kolejny uwaga – wydano zalewie 85 tysięcy złotych. To świat bez celebrytów, bez wsparcia mediów, bez taniego odkupienia win. Nie liczy się tam bicie kolejnych finansowych rekordów, lecz codzienne, milczące poświęcenie.

Jest wreszcie dobroczynność bardzo lokalna, niemal sąsiedzka – dobroczynność na poziomie gmin, powiatów, czasem ulic. W Białymstoku, gdzie mieszkam, mam zaszczyt wspierać działalność kilku organizacji, bazujących jedynie na dobroci serca i szczerej chęci pomocy, a nie medialnym szumie. Stowarzyszenia DROGA i JASNY CEL oraz Fundacja POMÓŻ IM – pomagają dzieciom z ubogich rodzin, dzieciom z porażeniem mózgowym oraz dzieciom objętym opieką paliatywną i z nowotworami. W tej jakże cichej i odartej ze splendoru pracy jest coś bardzo szlachetnego, bardzo wiarygodnego.

Trudno mi o zgrabne podsumowanie. Niestety, dzisiejsze media opisują działalność charytatywną w kategorii rywalizacji sportowej: ile osób „już wrzuciło?", „czy padnie kolejny rekord?", „coraz więcej pieniędzy na koncie – relacja na żywo!". Czy była to promocja dobroczynności, czy może pochwała bezrefleksyjnej tako-samości? Natknąłem się nawet na relację ze sklepiku Fundacji i prezentację fundacyjnych T-shirtów zgodnych z „obowiązującym (sic!) trendem"... – pop-dobroczynność nie po raz pierwszy udowodniła, że wszystko jest na sprzedaż.

A rekord? Jednak padnie, to czy nie będzie to przypadkiem rekord narcystycznego, ślepego samozadowolenia? Hałas telewizyjno-jarmarcznego show w zestawieniu chociażby z danymi finansowymi każe mi zastanowić się, czym dla nas jest działalność charytatywna? Czy potrafimy raz jeszcze usłyszeć to, co 22 lata temu wykrzyczał do nas Jurek Owsiak?

Czy potrafimy słuchać? Czy już tylko hałasować?...

Dwadzieścia dwa lata temu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała po raz pierwszy. Było to wydarzenie wyjątkowe – inspirujące, szlachetne, ważne... po prostu potrzebne. Wielu z nas – zajętych światem ludzi zdrowych i sprawnych, światem zawodowych obowiązków, większych i mniejszych zmartwień – po raz pierwszy dostrzegło potrzebujących poza horyzontem codzienności. Jurek Owsiak w spektakularny sposób przywrócił potocznemu językowi słowo „dobroczynność".

Dzisiaj – te 22 lata później – mam spore obawy, że odzyskana wówczas dobroczynność staje się kolejnym synonimem „rozrywki". To, co kiedyś inspirowało wielu z nas, utraciło siłę i świeżość. „Dobroczynność" zamykamy w fajerwerkach miejskich festynów i poczuciu delikatnej wyższości wobec tych, którzy „nie mają naklejki". Za drobną złotówkę wrzuconą raz w roku do grzechoczących wkoło puszek, niczym na odpuście kupujemy rozgrzeszenie własnej obojętności. Czy nie uczyniliśmy z WOŚP karykatury dobroczynności?

felietony
Życzenia na dzień powszedni
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa Ukraina–USA, czyli jak nie stracić własnego kraju