Franciszek, sojusznik Polski

Wypowiedzi papieża ?na temat Ukrainy ?i jego odpowiedzialna troska ?lepiej służą Polsce ?niż głosy naszych ?naczelnych polityków ?i publicystów ?– pisze były przywódca Solidarności Walczącej.

Publikacja: 10.03.2014 23:34

Kornel Morawiecki

Kornel Morawiecki

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

Red

„W tym, co dotyczy właściwego

ułożenia wzajemnych stosunków

między państwami, należy

w taki sposób sprawować władzę,

aby przyczynić się do rozwoju

wspólnego dobra wszystkich,

gdyż została ona ustanowiona przede wszystkim w tym właśnie celu"

Jan XXIII, encyklika ?„Pacem in Terris", kwiecień 1963 r.

 

Tomasz Terlikowski w opublikowanym w „Rzeczpospolitej" w artykule „Franciszek, sojusznik Władimira" krytykuje poniższą wypowiedź papieża: „Drodzy bracia i siostry, jeszcze raz proszę was o modlitwę za Ukrainę, która znajduje się w bardzo niepewnej sytuacji. Gorąco pragnę, aby wszyscy, którzy tworzą ten kraj, starali się przezwyciężyć nieporozumienia i razem budować przyszłość kraju. Zarazem zwracam się z usilnym apelem do wspólnoty międzynarodowej, aby wspierała wszelkie inicjatywy służące dialogowi i zgodzie".

Małoduszność

Zasadniczo publicyście chodzi o brak choćby ogólnego odniesienia do zewnętrznych sił „w momencie, gdy rosyjskie jednostki dzielnie przemieszczały się już po terenie suwerennej Ukrainy". Ten brak autor tłumaczy interesami wspólnej z Rosją obrony chrześcijan na Bliskim Wschodzie, chęcią pojednania katolicyzmu z prawosławiem (obecną też w ubiegłorocznym liście biskupów polskich i rosyjskich) oraz koniunkturalną zbieżnością Moskwy i Watykanu w kwestiach obyczajowych. Na końcu pisze: „Wiele wskazuje na to, że rosyjskie ukąszenie jest w Watykanie wciąż żywe i że historia nie wyleczyła dyplomatów z wiary w szczerość intencji władców Rosji".

Artykuł Terlikowskiego, aczkolwiek wyważony – autor jest przecież gorącym katolikiem – wpisuje się w ogólny, niezależny od orientacji ton polskich polityków i mediów. Ton motywowany opacznie odczytywaną polską racją stanu.

Stawiam tezę, że papież Franciszek lepiej i głębiej wyraża polskie i ukraińskie interesy od dominującego dziś nurtu opinii. Jako jeden z nielicznych próbuję płynąć pod prąd. Nie znajduję jednak odzewu.

Głównym zagrożeniem dla Ukrainy nie jest obecna interwencja Rosji ani łamanie przez nią międzynarodowego prawa na Krymie. Nie mylmy skutków z przyczynami.

Gdy 22 lata temu upadał w Rosji komunizm, obóz rządzący wolną Polską, cała opiniotwórcza klasa nie formułowała postulatu niepodległej Ukrainy. Jedyną zorganizowaną grupą, która stawiała taki postulat, była Solidarność Walcząca. Prezydent Lech Wałęsa i jego otoczenie oraz „Gazeta Wyborcza" nie zauważali zwoływanych przez nas pod Belwederem manifestacji pod hasłem: „Uznaj Litwę albo odejdź". Przypominam, że Litwa ponad pół roku wcześniej usiłowała wybić się na niezależność. Została zignorowana przez zachodnie mocarstwa oraz, niestety, przez Polskę.

Powstała po rozpadzie Związku Sowieckiego Ukraina przez dwie dekady była niszczona przez niepasujący do niej ustrój neoliberalnej demokracji. Można to nazwać podstępną niewypowiedzianą agresją na historycznie i kulturowo nieprzygotowany do obrony naród. Niszczące uderzenia szły z wewnątrz, od zdemoralizowanych, bezwzględnych aparatczyków dawnego systemu i z zewnątrz ze strony rosyjskiego i zachodniego, równie bezwzględnego kapitału.

Po rozpadzie ZSRR Ukraina przez dwie dekady była niszczona przez niepasujący do niej ustrój neoliberalnej demokracji

My, Polacy, oprócz częściowego otwarcia granic nie daliśmy naszym słabszym braciom Ukraińcom ani właściwego przykładu, ani porad. Sami się wyprzedaliśmy, w poważnym stopniu tracąc kontrolę nad własną gospodarką. Nie próbowaliśmy też wywrzeć presji na ukraińskie władze, które kłamstwa o mordach na Kresach i zbrodniczej banderowskiej ideologii używały jako społecznego wentyla bezpieczeństwa. Igrzyskami zastępowały brak chleba. Życie przytłaczającej większości Ukraińców stawało się cięższe niż za komuny.

Naszą małoduszność przykrywaliśmy strategicznym polskim interesem. Miał on polegać nie na tym, aby Ukraina wyzwoliła się ze swej zarówno faszystowskiej, jak i komunistycznej przeszłości, żeby współpracowała i konkurowała z nami jak równy z równym, ale na tym, żeby nie wpadła w łapy rosyjskie. A obojętnością na procesy degradacji za miedzą sami pchaliśmy to państwo w rosyjską orbitę. Taką polityką szkodziliśmy i nadal szkodzimy sobie, Ukrainie, Rosji i Europie.

Pęka model ustrojowy

Kroplą, która przelała na Ukrainie czarę społecznej goryczy, stało się niepodpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE. Bo Putin zaoferował więcej. Ale dla młodzieży ukraińskiej był to cios. Odebrano im resztki nadziei na godne, jak na Zachodzie, jak w Polsce, życie. Na życie o niebo lepsze od tego, w jakie wpędziły ich rodzime oligarchiczne władze, przy cichej zgodzie Polski i Zachodu.

Zaczął się Majdan. Jego kolejne pacyfikacje tylko dolewały oliwy do ognia. Przez trzy miesiące rosnącego napięcia w Kijowie polscy i europejscy politycy nie siedli przy stole ze wszystkimi stronami podzielonej Ukrainy i z Rosją, może z Ameryką, nie szukali wyjścia z dramatu, jakim stało się doprowadzenie w ciągu 20 lat do politycznej, społecznej i ekonomicznej upadłości 50-milionowego państwa, które z woli albo kaprysu Moskwy powstało w środku Europy. Dopiero rozstrzeliwanie Majdanu (ciągle nie wiemy, kto nasłał snajperów) zmusiło europejskich ministrów do spóźnionej reakcji na wydarzenia, których już nie dało się opanować.

Owszem, Rosja jest agresorem, choć jeszcze w tym konflikcie krew się nie polała. Ale czy nie była agresorem Ameryka, która w końcu ubiegłego wieku bombardowała Belgrad, aby odebrać Serbii Kosowo? I oderwała tę prowincję, łamiąc obowiązujące od zakończenia II wojny światowej tabu nienaruszalności granic, że żaden kraj nie może wbrew własnej woli być pozbawiony części swojego terytorium. Czy złamanie tej reguły nie działa teraz na rzecz Rosji? A my, Polacy, jak wówczas reagowaliśmy?

Nie Rosja i jej arogancka aktywność są głównymi problemami do przezwyciężenia na Ukrainie. Dziś sama Ukraina jest głównym problemem dla siebie.

Putin tylko skorzystał z pretekstu, jakiego dostarczyła ukraińska rewolucja. Chce u siebie, w Rosji, pokazać skuteczność, odegnać widmo podobnych wydarzeń. Czy Putin chce destabilizacji Ukrainy czy się jej boi? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Ale jakie korzyści mogłaby dać Rosji wojna domowa na Ukrainie? Wojna, która mogłaby się rozlać nawet na dońskie stepy?

Po tym, co mamy w Syrii, Iraku, Egipcie, Afganistanie, Wenezueli, po społecznych niepokojach na południu Europy, komu jest potrzebna wewnętrzna walka albo podział Ukrainy? Ale po prawdzie nikt nie wie, co robić, aby tego najgorszego uniknąć. I zważywszy na powagę sytuacji, praktycznie nikt nic nie robi. A tu nie idzie jedynie o konieczność wielkiej pomocy finansowej i materialnej, o doraźne zapełnienie pustych półek.

Trzeba uderzyć się w piersi i uczciwie powiedzieć, że pęka model ustrojowy jeszcze jako tako działający w zakorzenionych, bogatych społeczeństwach UE. Ten model rozbija Ukrainę. Jej społeczeństwo pilnie potrzebuje solidarnego wzorca rad i podpowiedzi. Jakie zmiany wprowadzić? Jak to robić, żeby uruchomić własny olbrzymi potencjał i nie dać się rozjechać silniejszej Rosji i jeszcze silniejszemu Zachodowi?

Solidarna Polska, ?dostatnia Ukraina

W Europie i Ameryce rządzi wielki pieniądz. W Rosji też pieniądz spleciony z dawnym KGB. Te wielkie kapitały nie są skłonne do podpowiadania rozwiązań, które mogłyby podkopać ich pozycję i pośrednio by w nie uderzyły. Wolą rzucić parę miliardów ukraińskim pariasom, jednych postraszyć rosyjskimi wpływami, drugich tymi wpływami zadowolić. Może buntownicy się uspokoją.

Wydaje się, że na to samo liczą elity polskie. Tylko jeszcze mniejszym kosztem. Co tu zresztą mówić o kosztach? Antyrosyjska kampania piarowa tylko podnosi notowania rządzących. Mogą więc ją traktować jako zysk polityczny. Czyż nie strzegą przy tym polskich interesów?

Terlikowski twierdzi, że papież nie piętnuje Rosji dlatego, żeby jej nie drażnić. Za pełzającą aneksję Krymu cały Zachód piętnuje Rosję. I słusznie. Ale Zachód nie widzi belki we własnym oku. Przezwyciężanie nieporozumień wewnątrz Ukrainy, o czym mówi papież, jest ważniejsze od krytyki Rosji. To przezwyciężanie problemów wewnętrznych jest warunkiem pomyślności Ukrainy. A temu, rozlewającej się anarchii w tym kraju, Zachód poświęca mniej uwagi niż wyjściu Rosji z Krymu.

Papież nie kalkuluje, jak to tłumaczy Terlikowski. On wskazuje główne zagrożenie, a poboczne pomija dla jasności obrazu. Aż dziw, że ultrakatolicki polski dziennikarz tego nie widzi. Twierdzę, że wypowiedzi papieża Franciszka, jego odpowiedzialna troska lepiej służą Polsce niż głosy naszych naczelnych polityków i publicystów.

Naszym celem powinna być solidarna Polska i dostatnia Ukraina. A dalekosiężnym celem naszych bratnich, łącznie z Białorusinami i Litwinami, narodów powinno być zjednoczenie odrodzonej zachodniej Europy z praworządną Rosją i nowoczesną Turcją.

Dopiero ten wielki eurazjatycki kontynent z wielkimi ziemskimi i pozaziemskimi marzeniami swą duchową i materialną siłą będzie w stanie określać lepszy ludzki i Boży świat.

Autor w latach 80. był współtwórcą i liderem radykalnej antykomunistycznej Solidarności Walczącej, obecnie jest redaktorem pisma „Gazeta Obywatelska"

Pisał w opiniach

Tomasz P. Terlikowski Franciszek, sojusznik Władimira

5 marca 2014 r.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa