Rzeczywistość, której doświadczyć może człowiek, gdy odetnie się od internetu, mediów społecznościowych, telewizji, gazet, i ruszy na pątniczy szlak, uświadamia, że starość ma moc. Z życiem zaś jest jak z winem – im starsze, tym lepsze, mocniejsze, bardziej uderzające do głowy.
I wcale nie chodzi o starość, która małpuje młodość, żałośnie próbując udawać, że lata nie mijają. Chodzi ?o starość, która jest świadoma siebie, pełna pokory, ale też silna wiekiem, doświadczeniem i cierpliwością.
Kto był na pieszej pielgrzymce – wszystko jedno której – ten wie, o czym mowa. W każdej grupie są siostry i bracia (dla niezorientowanych: tak właśnie zwracamy się do siebie w grupach), którzy, chociaż młodzi już nie są, to nadają tempo całej wspólnocie pielgrzymkowej, zawsze pierwsi do niesienia krzyża, tablic. Nie narzekają, ale idą do przodu jak czołgi, gotowi pomóc, doradzić, a niekiedy tylko uśmiechnąć się serdecznie i opowiedzieć ?o swoim życiu, dzieciach, marzeniach i planach. Żeby czas szybciej płynął i droga wydawała się krótsza...
Ich siłą nie jest jednak wytrenowanie czy moc w nogach, ale... wiara, świadomość sensu cierpienia i pragnienie doniesienia do Matki tych intencji, które mają w sercach. Często to modlitwa o nawrócenie dzieci, o wnuki, o to, żeby nauczyć się kochać i akceptować tych, którzy ranią. Tej ich siły nie jest w stanie zrozumieć pogrążony w kulcie młodości świat. Świat, który wyrzucił wiarę i nie pojmuje, że dla Boga ktoś może iść pieszo 400 kilometrów... Po to, by doświadczyć mocy Bożej, która dodaje sił, gdy człowiek naprawdę ich już nie ma.
Moher power, o której mowa i którą można dostrzec wśród tych pięknych ludzi, daje nadzieję. Ich modlitwa, miłość, ofiara nie mogą być przecież daremne. Oni wywalczą to, o co się modlą: nawrócenie dla dzieci, uzdrowienie dla wnuków. A przede wszystkim zaszczepią wiarę w tych młodych, którzy z nimi wędrowali.