Działania Rosji na Ukrainie i zagrożenia płynące z Południa spowodowały wojskowe przebudzenie NATO. Przyszłoroczny szczyt w Warszawie wskaże kierunki rozwoju sojuszniczej kolektywnej obrony. Dla Polski istotne jest by prowadziły one do wzmocnienia bezpieczeństwa wschodniej flanki Sojuszu.
Po zakończeniu zimnej wojny, zatarcie czytelności zagrożeń i optymizm co do trwałości „spokoju na Wschodzie" spowodowały, że obronność straciła dla wielu państw rangę priorytetu. Spadły też wydatki obronne - w ostatnich dwóch dekadach z budżetów wojskowych NATO ubyło ponad 50 miliardów Euro. Misje ekspedycyjne: na Bałkanach, w Iraku, Afganistanie, Afryce Północnej, na morzach i oceanach oraz przestrzeni powietrznej sprawiły, że to operacje reagowania kryzysowego, a nie kolektywna obrona miały być w opinii wielu motorami rozwoju zdolności wojskowych NATO.
Efektem hiperoptymizmu Zachodu był Akt Stanowiący z 1997 r. o współpracy NATO – Rosja. Przyniósł on samoograniczenie działań wojskowych Sojuszu na swojej wschodniej flance. Choć oficjalnie współpraca NATO z Rosją warunkowana była wzajemnością, to w postępowaniu Sojuszu nie było takiej konsekwencji. Moskwa nigdy nie przestała uznawać go za zagrożenie. Nie zrezygnowała też z wpływania na decyzje sojusznicze, ani też rozbijania solidarności państw członkowskich. Przez blisko dwie dekady czyniła to pozorując konstruktywną współpracę, a po wybuchu konfliktu na Ukrainie nie próbując nawet maskować swych intencji.