Po podpisaniu przez prezydenta tzw. ustawy kagańcowej nic tragicznego w gospodarce się nie stało. Fast foody nadal oferują burgery, a kurierzy dostarczają paczki klientom. Nawet złoty nie zanurkował, wręcz się wzmocnił, bo światowym inwestorom finansowym wrócił apetyt na ryzyko.
Wpływ ustawy kagańcowej na gospodarkę tu i teraz może i jest ograniczony, ale w długim terminie będzie destrukcyjny. Niezależność sądów ma znaczenie dla postrzegania Polski jako dobrego miejsca do prowadzenia działalności gospodarczej. Firmy chcą jasnych reguł gry i pewności, że wynik ewentualnego sporu z administracją nie będzie zależał od widzimisię urzędnika czy polityka.
To ważne w państwie, w którym, jak w Polsce, gros kluczowych branż – od energetyki po paliwa, a ostatnio też banki – znajduje się w rękach państwa albo jest przez nie zdominowane. Władza wykonawcza występuje już bowiem w pięciu osobach: właściciela firmy, kreatora polityki sektorowej, regulatora rynków, prawodawcy (ustawy uchwalane na rozkaz w nocy ze środy na czwartek), a ostatnio chce przywdziać togę sędziowską.
Brak gwarancji uczciwego sądu uderzać będzie przede wszystkim w mniejsze firmy. Ale i większe będą uwzględniać w planach rosnące ryzyko prawne, które wkalkulują w ceny produktów i usług. Zamieszanie prawne i polityczne sprawia, że zamiast na rozwoju biznesu, firmy koncentrują się na zabezpieczaniu tego, co już osiągnęły. Właśnie dlatego ponad 5-proc. wzrost PKB nie dodał wigoru ich inwestycjom.
Przy coraz gorszym postrzeganiu praworządności w Polsce władza, jeśli chce przyciągać inwestorów zagranicznych, będzie musiała mocno dosładzać oferowane warunki. Im wyższe ryzyko prawne, tym większej premii będą oni oczekiwali za inwestowanie w Polsce.