Stare porzekadło mówi, że realna recesja w gospodarce jest wtedy, kiedy pracę tracą twoi znajomi.
W ostatnich tygodniach skala zwolnień była wysoka, i to pomimo mocnych rządowych tarcz antykryzysowych. Biznes zwinęli nawet nieźli w swoim fachu restauratorzy. Pracę tracili nie tylko ludzie z działów komunikacji, marketingu czy sprzedaży, ale również prawnicy, którym w jednej chwili ubyło projektów inwestycyjnych. Strach pomyśleć, jak potoczą się losy gospodarki w przypadku nawrotu pandemii jesienią.
Na razie jednak trwa mocne gospodarcze odbicie po wiosennym tąpnięciu. Konsumpcja, być może już w czerwcu, wróci do poziomu sprzed roku. Odbudowuje się eksport. Nieco gorzej z inwestycjami. Firmy wobec olbrzymiej niepewności wolą je co najmniej odsunąć w czasie, jeżeli w ogóle z nich nie zrezygnują. Nie za dobrze wygląda obraz zagranicznych inwestycji bezpośrednich. Już w ubiegłym roku, jak wynika z raportu EY, liczba projektów w Polsce zmniejszyła się o 26 proc., gorzej było tylko w Turcji. W tym roku inwestorzy bez większego namysłu redukują, zamrażają bądź odsuwają w czasie plany i inwestycje w całej Europie. Nad Wisłą może być lepiej niż w innych krajach kontynentu. Ratuje nas popyt zagranicy na centra usług wspólnych, biura rozwoju oprogramowania czy zaplecze badawczo-rozwojowe.
W tym roku oficjalnej recesji nie unikniemy. Znów możemy się jedynie pocieszać, że może być ona najpłytsza w całej Europie. Dwukrotnie większe skutki pandemii odczują Francuzi, Hiszpanie czy Włosi.
Tak przewiduje Komisja Europejska, która właśnie skorygowała w dół wiosenne prognozy gospodarcze dla unijnych krajów. W przyszłym roku ma już powrócić wzrost, choć zapewne z kwartału na kwartał tempo odbicia będzie słabło wraz z wygasaniem tarcz antykryzysowych.