Plusy ujemne

Czy jak jest dobrze, to może być źle? Pytanie to, podobnie jak znane z wypowiedzi klasyka polskiej sceny politycznej „plusy ujemne”, jest pozornie nielogiczne. W gospodarce jednak ów pozorny brak logiki może być wcale logiczny.

Publikacja: 29.03.2008 05:48

Gospodarka pędzi. Sprzedaż detaliczna w lutym była o 23,8 proc. wyższa niż przed rokiem. Inwestycje w 2007 r. wzrosły o 26,2 proc., bo mamy tu sporą bezwładność – fabryki nie buduje się w kilka dni, a jeśli się zaczęło, to kończy się nawet wtedy, kiedy ocena perspektyw się pogarsza – wskaźnik aktualny zapewne jest podobny. Także dynamika eksportu – w styczniu eksport liczony w euro zwiększył się o 15,5 proc. W tej sytuacji prognoza PKB dla I kwartału zakładająca wzrost o 6 proc. wydaje się realna.

Szybki wzrost gospodarczy to fajna rzecz. Sprawia, że budżet nie ma kłopotów z finansowaniem wydatków, a stopa życiowa ludności rośnie. Pytanie tylko, czy nie za szybko.

W lutym przeciętne wynagrodzenie w sektorze firm wyniosło 3032,70 zł, w ujęciu rocznym wzrosło o 12,8 proc. (nowy rekord). I ta dynamika w najbliższych miesiącach specjalnie się nie obniży. Brakuje bowiem specjalistów w sferze produkcji i usług, rośnie wynagrodzenie minimalne i płace w sferze usług społecznych (w przypadku lekarzy – choć nikt nie wie jakie) oraz zaspokajanie wysokich – na ogół przekraczających 10 proc. – żądań płacowych w firmach państwowych.

I z tą dynamiką płac związane są „plusy ujemne” – aż dwa. Pierwszy to wzrost kosztów. Jak podał niedawno Eurostat, w IV kwartale 2007 r. koszty pracy wzrosły w Polsce o 11,1 proc. (rok do roku), a w strefie euro o 2,7 proc. To, że czterokrotnie szybszy niż w krajach starej Unii wzrost kosztów pracy wpływa na konkurencyjność gospodarki, jest dość oczywiste.

Drugi „plus ujemny” to inflacja. Już – w ujęciu rocznym – 4 proc., jest – obok szoków podażowych – napędzana owym wzrostem płac. Rada Polityki Pieniężnej, z opóźnieniem, ale jednak, próbuje kolejnymi podwyżkami stóp procentowych studzić ów wzrost. Od 1 marca 2006 r. było ich już siedem, stopa referencyjna wzrosła w tym czasie z 4,25 do 6 proc. I co? I nic. Nawet pamiętając o opóźnieniu, z jakim decyzje RPP przekładają się na podaż pieniądza i płace, gdyby owe zmiany były wystarczające, jakieś konsekwencje powinny być już widoczne. A skoro widoczne nie są, znaczy to, że decyzje RPP były niewystarczające. Albo źle rozłożone w czasie. RPP kunktatorsko ciurka niewielkie podwyżki po 0,25 pkt proc. A jak łatwo wyliczyć, gdyby zamiast sześciu drobnych w tym czasie wprowadziła trzy zmiany bardziej radykalne, średnia stopa dla tego okresu byłaby taka sama.

Niewykluczone jednak, że pozytywny skutek (a jest nim w tym przypadku „minus dodatni”, czyli umożliwienie gospodarce miękkiego wyhamowania i bezpiecznego lądowania) byłby większy.

Gospodarka pędzi. Sprzedaż detaliczna w lutym była o 23,8 proc. wyższa niż przed rokiem. Inwestycje w 2007 r. wzrosły o 26,2 proc., bo mamy tu sporą bezwładność – fabryki nie buduje się w kilka dni, a jeśli się zaczęło, to kończy się nawet wtedy, kiedy ocena perspektyw się pogarsza – wskaźnik aktualny zapewne jest podobny. Także dynamika eksportu – w styczniu eksport liczony w euro zwiększył się o 15,5 proc. W tej sytuacji prognoza PKB dla I kwartału zakładająca wzrost o 6 proc. wydaje się realna.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Krótszy tydzień pracy, czyli koniec kultury zapieprzu
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Opinie Ekonomiczne
Ekonomiści: Centralny czy Ukryty Rejestr Umów?
Opinie Ekonomiczne
Aneta Gawrońska: Od wojny w koalicji mieszkań nie przybędzie
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Wojna celna Trumpa zaboli Amerykanów. Czy zaboli także nas?
Opinie Ekonomiczne
Hubert A. Janiszewski: 800+? Politycy właśnie wypuścili dżina z butelki