Biznes z herbem

Kapitalistów ze szlacheckim pochodzeniem jest w Polsce niewielu. Byłoby ich pewnie więcej, gdyby przeprowadzono reprywatyzację. Przedstawiciele historycznych rodzin skupili się na robieniu karier menedżerskich i prawniczych

Publikacja: 29.10.2010 01:04

Maciej Radziwiłł. prezes spółki Trakcja Polska, którą w 2008 roku wprowadził na giełdę

Maciej Radziwiłł. prezes spółki Trakcja Polska, którą w 2008 roku wprowadził na giełdę

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Osób pochodzenia arystokratycznego i szlacheckiego, które są właścicielami lub udziałowcami dużych firm, nie ma w Polsce zbyt wiele. A może to nawet zbyt łagodne stwierdzenie.

Jednak po okresie komunizmu, kiedy ich rodziny straciły często niewyobrażalne majątki, z wielesetletnią tradycją, potomkowie dawnej szlachty odnaleźli możliwości odrobienia strat w wolnej Polsce, często z niezłym skutkiem.

Paweł Stanisław Turno herbu Kotwice jest prezesem i udziałowcem BB Investment. Ma on 21,78 proc. walorów tej spółki inwestycyjnej, która trzyma 45 proc. akcji BBI Zeneris NFI oraz po 26 proc. papierów funduszy BBI Development NFI i BBI Capital NFI.

Mimo że zawartość portfela BB Investment jest pokaźna, Turno nie mieści się na liście 100 najbogatszych Polaków. Choć z pewnością jest milionerem. Aktywa BB Investment w 2008 r. sięgały 246 mln zł, a kapitały własne 182 mln zł.

Jerzy Donimirski herbu Brochwicz wybrał inną drogę kariery. Zbudował sieć hoteli, skupując i restaurując zabytkowe dwory i pałace, m.in. Pałac Pugetów, hotel Gródek, Zamek Korzkiew.

– Miałem szczęście, że już na początku lat 90. udało mi się odzyskać rodzinny pałac w centrum Krakowa. Przerobiłem go na kompleks biurowy, a uzyskiwane z wynajmu przychody inwestowałem w kupno nowych obiektów i ich remontowanie. Mam teraz pięć hoteli, z czego dwa wciąż są w przebudowie – mówi Donimirski.

Szlachta mocno obsadziła branżę hotelarską. Prezesem i udziałowcem firmy Thermaleo, która ma od 2005 r. większościowy pakiet akcji Uzdrowiska Szczawnica, jest Christophe Francois Mankowski, wnuk przedwojennego właściciela uzdrowiska, hrabiego Adama Stadnickiego.

Poza tym prezesem polskiej spółki B&B Hotels, budującej sieć dwugwiazdkowych dostępnych hoteli jest Krzysztof hrabia Potocki herbu Pilawa.

[srodtytul]Czekając na reprywatyzację[/srodtytul]

Wszyscy przedstawiciele rodzin historycznych, z którymi rozmawialiśmy, jak jeden mąż twierdzą, że rozwiązanie kwestii reprywatyzacji znacznie ułatwiłoby start w biznesie, bo zapewniłoby kapitał początkowy. Tymczasem Polska jest jedynym europejskim „demoludem”, w którym ta kwestia pozostaje nieuregulowana. Kłopoty z odzyskiwaniem majątków – pałaców, dworów, ziemi – są stałym tematem rozmów i przedmiotem starań starych polskich rodzin.

Według szacunków Michała Sobańskiego herbu Junosza – który prowadzi firmę Reprywatyzacja, pomagającą odzyskiwać dobra ziemiańskie – do tej pory do rodzin historycznych wróciło tylko około 10 proc. odebranych im przez komunistyczne państwo nieruchomości. Przy czym znaczna część z nich została odkupiona. – Niektórzy się na to decydują, gdy dowiadują się, że nie mają innych szans. Albo że potrwa to 10 - 15 lat – tłumaczy Sobański.

Sobański twierdzi, że udaje się czasem odzyskiwać zespoły pałacowo-parkowe odbierane bezprawnie, na podstawie dekretu PKWN o reformie rolnej.

–Niestety od marca tego roku praktycznie nie ma takiej możliwości. Trybunał Konstytucyjny wydał opinię, która mówi, że o odzyskanie majątków trzeba się starać na drodze sądowej, a nie administracyjnej. Wszystkie polskie instytucje, i zainteresowani oczywiście, czekają na uchwałę Naczelnego Sądu Administracyjnego, która będzie decydująca w tej kwestii – mówi Sobański.

–Jesteśmy Indianami Polski. Odebrano naszym rodzinom własność naszych ojców, a teraz państwo od 20 lat nie kwapi się, by ją zwracać – komentuje gorzko Donimirski.

Jednak według niektórych nawet ustawa reprywatyzacyjna - na którą szlachta czeka niczym Estragon i Vladimir na Godota - nie zwiększyłaby radykalnie liczby przedstawicieli rodzin historycznych w biznesie.

[srodtytul] Kiedy Jezus płacze[/srodtytul]

Nikła ilość kapitalistów w naszym środowisku to nie tylko skutek braku kapitału początkowego, ale także rezultat wychowania. Większość z nas nie wyniosła i wciąż nie wynosi z domu skłonności do ryzyka, do działania biznesowego – mówi nam jeden z rozmówców.

– W PRL mało kto z naszego środowiska jeździł handlować czy na tak zwane saksy – zwraca uwagę Piotr Jeleński herbu Korczak, prezes giełdowej spółki Asseco South Eastern Europe.

Wygląda na to, że do niedawna podejście dobrze urodzonych do handlu wynikało z głębokich przekonań, że to czynność mało szlachetna, którą nie przystoi się zajmować.

Henryk Karol hrabia Grocholski herbu Syrokomla, współwłaściciel kancelarii prawnej Nobilis Counsels i prezes Związku Szlachty Polskiej, przyznaje, że jego matka zawsze się dziwiła, że syn chce zajmować się aktywnością tak narażającą na stres jak biznes. – Sądzę, że w opinii mamy działalnością dużo przyjemniejszą i dla szlachcica bardziej zaszczytną jest bycie naukowcem czy artystą – mówi Grocholski.

Inny przedstawiciel rodziny o szlacheckich korzeniach na własnej skórze odczuł, jakie było podejście starszego pokolenia do handlu.

– Jako nastolatek wpadłem na pomysł, jak w krótkim czasie dobrze zarobić na handlu łatwo dostępnymi rzeczami. Gdy pewnego dnia wróciłem do domu z pokaźnym plikiem banknotów, babcia zamiast pochwalić, pokiwała ze smutkiem głową i powiedziała: „Czy ty nie wiesz, że Pan Jezus płacze, jak szlachcic handluje?”.

[srodtytul]Finanse szlachtą stoją[/srodtytul]

Mimo to na najwyższych stanowiskach menedżerskich można znaleźć wiele osób, które mogą się szczycić herbem. Oprócz Turno czy Jeleńskiego należy wymienić Macieja Radziwiłła herbu Trąby, dziś prezesa Trakcji Polskiej, spółki, którą z powodzeniem wprowadził na giełdę, byłego prezesa Elektrimu, a także Michała Skotnickiego, prezesa BBI Development NFI.

W finansach zawrotną karierę zrobił Paweł Dangel herbu Dangiel, którego matką jest Teresa Maria księżna Drucka-Lubecka. Jest obecnie szefem koncernu ubezpieczeniowego Allianz w naszym kraju. Od Stowarzyszenia Menedżerów w Polsce otrzymał tytuł Menedżera Roku 2006, a w 2008 r. od redakcji „Rzeczpospolitej” tytuł menedżera 20-lecia.

Podobnie Andrzej Seweryn von Mauberg, który wprowadził francuski bank Paribas do Polski, a po połączeniu z BNP pełnił różne funkcje w zarządzie BNP Paribas w Polsce. Od 2009 r. jest wiceprezesem spółki HESA, która zajmuje się rewitalizacją Hotelu Europejskiego w Warszawie.

W branży tej z powodzeniem odnajdują się także Jan Emeryk Rościszewski herbu Junosza, prezes Cardif Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie, oraz Leszek Wojciech Konopka herbu Nowina, szef ubezpieczeniowej firmy brokerskiej Gras Savoye Polska.

[srodtytul]Prestiż i wino[/srodtytul]

Wielu dobrze urodzonych odnalazło się w mniejszych, ale własnych biznesach. Często z misją. Izabela hrabina Dzieduszycka, prezes stowarzyszenia Przymierze Rodzin, reaktywowała polskie prywatne szkolnictwo. Stworzyła zespół katolickich placówek i szkołę wyższą.

Wielu zostało wziętymi prawnikami. Tych godnie reprezentuje Krzysztof Zakrzewski herbu Trzaska, wspólnik kancelarii Domański Zakrzewski Palinka, od lat największej kancelarii prawnej w rankingu „Rzeczpospolitej”.

Niektórzy byli ziemianie wracają do produkcji rolnej. I, choć to w chłodnej Polsce, produkują i sprzedają wino. Profesor warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych Wojciech Włodarczyk w 2002 r. założył w samym sercu Kazimierskiego Parku Krajobrazowego winnicę Pańska Góra. Produkuje wina Hibernal i Sibera.

[srodtytul]Sygnet na mankiecie[/srodtytul]

Większość rozmówców herbem szczycić się nie chce. Wszyscy rozmawiali z nami chętnie, ale kilku zastrzegało, że nie życzy sobie, by ich cytować, a nawet wymieniać jako przykład.

– Chcę być postrzegany przez partnerów biznesowych i pracowników jako profesjonalista, który do wszystkiego doszedł dzięki pracy i umiejętnościom – mówi jeden z nich.

Jednak z naszych obserwacji wynika, że nie do końca ukrywają swoje pochodzenie. Dwóch naszych rozmówców miało spinki do mankietów z herbami swoich rodzin, co wyraźnie podkreślało ich dobre urodzenie.

– W biznesie liczy się zaufanie. A szlachta postępuje według pewnego kodeksu etycznego. Zachodnie firmy widzą, że przedstawiciele rodzin historycznych to osoby godne zaufania, a do tego dobrze wykształcone. To może pomagać w karierze – uważa Donimirski.

Ale nie tylko etos pomaga w karierze, także rodzina. Wszyscy nasi rozmówcy, którzy uczyli się jeszcze „za komuny”, podkreślali, że to rodzice i dziadkowie nauczyli ich języków i przekazali wiedzę o świecie.

– Znajomość angielskiego czy francuskiego na początku lat 90. dawała ogromne szanse na znalezienie dobrej pracy w korporacji wchodzącej do Polski. A znajomość sztuki ułatwiała nawiązywanie kontaktów, także biznesowych – przyznaje jeden z nich. Grocholski podkreśla, że rola rodziny nie kończy się na edukacji: – Więzy, miedzy nawet dalekimi krewnymi, są silne. Wynikają z przekonania, że rodzinie trzeba pomagać. Mogę się zwrócić po pomoc do kuzyna, którego nigdy nie widziałem, i być pewnym, że ją otrzymam.

[srodtytul]Pro publico bono[/srodtytul]

Biznesmeni i menedżerowie z herbem kontynuują dobre tradycje działalności społecznikowskiej swoich pradziadów. Donimirski założył organizację Hotele Historyczne Polska, która zrzesza właścicieli obiektów co najmniej trzygwiazdkowych z barwną historią i są wpisane na listę zabytków.

– Organizacja ma promować Polskę i jej historyczne obiekty. Przy okazji jest platformą wymiany informacji między ludźmi, którzy mają wspólne cele. Pomaga pozyskiwać klientów czy partnerów biznesowych – mówi Donimirski.

W przypadku niektórych osób trudno zliczyć funkcje społeczne, które pełnią. Prof. Włodarczyk jest wiceprezesem Stowarzyszenia Historyków Sztuki, prezesem Regionalnego Towarzystwa Powiślan, współzałożycielem Polskiego Instytutu Winorośli i Wina, prezesem Stowarzyszenia Winiarzy Małopolskiego Przełomu Wisły. Był redaktorem naczelnym „Wiadomości Ziemiańskich”.

Z kolei Henryk Grocholski wskazuje, że wielu jego krewnych działa w organizacjach, ale też przeznacza pewne sumy na działalność charytatywną. – Wiele osób wspomaga fundacje czy i instytucje takie jak Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, KIK, Zakon Kawalerów Maltańskich – mówi. Zapytany, czy wspomagają też Związek Szlachty Polskiej, robi kwaśną minę i przyznaje, że poza składkami nie wpływają inne środki.

A co z działalnością ku chwale Rzeczypospolitej?

– Zapewniam, że jest w nas głęboko zakorzenione przekonanie, że Polska to w pewnym sensie nasza własność, o którą trzeba bardzo dbać – kończy Donimirski.

Osób pochodzenia arystokratycznego i szlacheckiego, które są właścicielami lub udziałowcami dużych firm, nie ma w Polsce zbyt wiele. A może to nawet zbyt łagodne stwierdzenie.

Jednak po okresie komunizmu, kiedy ich rodziny straciły często niewyobrażalne majątki, z wielesetletnią tradycją, potomkowie dawnej szlachty odnaleźli możliwości odrobienia strat w wolnej Polsce, często z niezłym skutkiem.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Marek Góra: Nieuchronność dłuższej aktywności zawodowej
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Fałszywy ton nacjonalizmu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Apel do kandydatów na urząd prezydenta
Opinie Ekonomiczne
Anita Błaszczak: Czas na powojenne scenariusze dla Ukraińców
Opinie Ekonomiczne
Umowa koalicyjna w Niemczech to pomostowy kontrakt społeczny