Rz: Odnosząc się do tego, co mówi MON, wystartowaliście do czegoś, o czym z góry było wiadomo, że się nie może udać. Sikorsky zdawał sobie przecież sprawę, że Black Hawk nie spełnia wymogów przetargu śmigłowcowego.
Byliśmy konsekwentni w tym, co robimy. Po otrzymaniu zapytania ofertowego od MON i przeanalizowaniu dokumentacji rzeczywiście stwierdziliśmy, że z tym produktem nie jesteśmy w stanie spełnić absolutnie wszystkich wymagań przetargu. Od jesieni 2014 roku informowaliśmy o tym ministerstwo i podjęliśmy rozmowy w tej sprawie. Dowodem niech będzie list ówczesnego szefa naszej firmy Micka Maurera do ministra Siemoniaka, w którym informował , że nie możemy przystąpić do przetargu z tego właśnie powodu.
To dlaczego ostatecznie złożyliście ofertę?
Liczyliśmy na to, że jednak tak dobry produkt, jakim jest produkowany w Polsce Black Hawk, rozwinięty technologicznie, z szybkim terminem dostawy, atrakcyjny cenowo, znajdzie uznanie decydentów. Mieliśmy też na uwadze miejsca pracy w Mielcu. Przypomnę, że jako firma przygotowywaliśmy się do tego od 2007 roku i nieprzystąpieniu do przetargu byłoby po prostu stratą czasu.
Nie pytaliście MON, czy w takiej sytuacji powinniście w ogóle startować w przetargu?