Zgodnie z oczekiwaniami wybory wygrała sprawdzona przez 76 lat istnienia Republiki Federalnej chadecja (rządziła lub współrządziła krajem przez 51 lat). To prawda, wzrosło znacząco poparcie dla populistycznej AfD, ale na razie nawet pomoc samego Elona Muska nie wystarcza do tego, by dostała się na polityczne salony. AfD mogłaby rządzić, ale tylko we wschodnich landach, gdzie poparcie dla niej sięga 35 proc. W landach zachodnich (a tam mieszka 85 proc. Niemców) jest ono o połowę mniejsze. Zamiast rządu z udziałem prokremlowsko-prawicowych populistów będzie raczej kolejny, czwarty już w historii RFN, rząd „wielkiej koalicji” chadecji z socjaldemokracją. Mimo całego zniecierpliwienia nieudolnością polityków niemieccy wyborcy nie są wcale gotowi pokazać tradycyjnym partiom czerwonej kartki, tak jak zrobili Włosi i Francuzi.
Ale to już raczej koniec dobrych wiadomości. Bo nic nie wskazuje na to, że zwycięzcy wyborów mają w zanadrzu jakiś gotowy plan uzdrowienia sytuacji. A tymczasem Niemcy potrzebują dziś na gwałt dobrych wiadomości, bez których trudno ożywić tkwiącą od dwóch lat w beznadziejnej recesji gospodarkę.
Co martwi dziś Niemców? Mówiąc najkrócej, wszystko. Za oceanem jest Donald Trump, ostrzący sobie zęby na eksport niemieckich aut (nie ma wątpliwości, że woli kapiące od przepychu przedłużone limuzyny Lincolna od Mercedesów). Koncerny motoryzacyjne – przez dekady perła w koronie niemieckiego przemysłu – są dziś w trudnej sytuacji, radykalny wzrost amerykańskich ceł może być dla nich zabójczy. Już raz, 80 lat temu, ówczesny amerykański sekretarz skarbu Henry Morgenthau zaproponował, by zdemontować cały niemiecki przemysł i przymusowo zmienić Niemcy w kraj rolniczy. Wtedy Amerykanie się na to nie zdecydowali, ale dziś, z prezydentem Trumpem…?
Na wschodzie jest Putin i Rosjanie, o których jeszcze kilka lat temu Niemcy myśleli jak o oswojonych niedźwiedziach, które będą na dwóch łapach przynosić im miód, a dokładniej mówiąc: tanie surowce i energię (też dostając w zamian Mercedesy). Dziś te niedźwiedzie rzuciły się rozszarpywać sąsiada, a Niemcy (bez wątpienia z żalem) musieli sami przed sobą przyznać, że plan zawiódł i zamiast wesołych miśków mają pod bokiem groźne bestie, przed którymi trzeba się będzie chronić, zwiększając wydatki obronne.
Jeszcze dalej na wschód są Chiny, z coraz bardziej słabnącym wzrostem gospodarczym. Chiny, które miały być nieskończonym rynkiem zbytu dla nowych Mercedesów, a teraz mogą same znaleźć się w problemach. I tylko patrzeć, jak zaproponują światu własne limuzyny, zapewne elektryczne i znacznie tańsze od niemieckich.