Moim pierwszym chłopakiem na studiach w moskiewskiej politechnice był Istvan – przystojny blondyn z Węgier. Pochodził z Budapesztu, a dokładniej z Budy. To piękniejsza część stolicy Węgier, górzysta i zielona, że słynnym Wzgórzem Gellerta, licznymi zabytkami, starymi kamienicami, gdzie mieszkały pokolenia węgierskiej arystokracji i bogatych mieszczan.
W jednej z takich kamienic Istvan miał własne blisko 100-metrowe mieszkanie, urządzone nowocześnie jako jedna otwarta przestrzeń, z wielkim kamiennym balkonem, z którego widać było Dunaj. W schyłkowym, zgrzebnym polskim socjalizmie takie lokum mogło być jedynie przedmiotem marzeń i zazdrości.
Pamiętam sylwestra w tym mieszkaniu. Przyszło wielu młodych Węgrów. Byli pokoleniem Viktora Orbána. W mojej pamięci do dziś pozostały ich opowiadania o roku 1956 w Budapeszcie i ich – Węgrów – fizycznie wyczuwalna nienawiść do wszystkiego, co wtedy kojarzyło im się z Sowietami. Rosja była dla tych dwudziestokilkulatków symbolem zniewolenia, cierpienia i totalnej agresji, z którą już nigdy nie chcieliby się zetknąć.
Czytaj więcej
Plany węgierskiego koncernu naftowego na przyszły rok zakładają połączenie spółek zależnych MOL Polska i Slovnaft Polska oraz ekspansję na rynku polskim. Dzięki tym działaniom firma chce stać się jednym z trzech największych operatorów stacji paliw w kraju.
Skąd okazywane Rosji Putina tak wasalne poparcie Węgrów?
Dlaczego do tego wracam? Bo nie mogę zrozumieć, co się w ciągu tych ponad 30 lat z Węgrami stało? Ludzie, którzy wtedy na balkonie kamienicy w Budzie opowiadali mi o okropieństwach rosyjskich popełnianych na Węgrzech, dziś mogą być szefami dużych spółek państwowych, politykami, być może partii rządzącej. Zapomnieli o tym wszystkim? Tak jak naiwny Zachód uwierzyli, że Rosjanie w markowych garniturach, swobodnie poruszający się po świecie, inwestujący w nieruchomości i firmy, to już nie są ci sami brutalni sołdaci i przebiegli aparatczycy, których szczerze znienawidzili i z którymi już nigdy nie chcieli mieć do czynienia?