Moim pierwszym chłopakiem na studiach w moskiewskiej politechnice był Istvan – przystojny blondyn z Węgier. Pochodził z Budapesztu, a dokładniej z Budy. To piękniejsza część stolicy Węgier, górzysta i zielona, że słynnym Wzgórzem Gellerta, licznymi zabytkami, starymi kamienicami, gdzie mieszkały pokolenia węgierskiej arystokracji i bogatych mieszczan.
W jednej z takich kamienic Istvan miał własne blisko 100-metrowe mieszkanie, urządzone nowocześnie jako jedna otwarta przestrzeń, z wielkim kamiennym balkonem, z którego widać było Dunaj. W schyłkowym, zgrzebnym polskim socjalizmie takie lokum mogło być jedynie przedmiotem marzeń i zazdrości.