Jest tu kilka wątków, które się wzajemnie splatają w przedwyborczym uścisku. Według sondaży, 52 proc. Polaków uważa, że winnym za wysokie ceny masła jest rząd, a zwłaszcza szef rządu.
Cena masła dobiła do psychologicznej granicy 10 zł za kostkę. Wydaje się bardzo drogo. Ceny zawsze trzeba rozpatrywać w relacji do czegoś, na przykład do pensji. Gdy zaraz po studiach zarabiałam 1500 zł miesięcznie, przy tej cenie masła zapewne bym go unikała. Ale czasy takiej wypłaty już dawno minęły, bo pensja minimalna wynosi dziś 3261 zł netto.
Czy zatem cena masła osiągnęła taki poziom, że wymaga interwencji?
Czytaj więcej
Z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badań Pollster na zlecenie „Super Expressu” wynika, że Polacy mają wyrobione zdanie na temat tego, kto odpowiada za wzrost cen masła w ostatnim czasie.
Czy interwencja w ceny masła ma sens?
Czy ma sens angażowanie powagi państwa, czasu pracy rządu, w to, by kostka masła potaniała o złotówkę czy nawet trzy złote? Do kogo ten gest jest kierowany? Ile my tego masła w domach jemy, że różnica 1–2 zł ma takie znaczenie polityczne? Osobiście wolałabym, żeby spadły inne ceny, choćby prądu, że tak zażartuję smutno.